Zapraszam na podsumowanie mojego jeżdżenia na rowerze w minionym roku. Zastanawiałem się, czy go nie odpuścić, ale niedawna lektura dwóch poprzednich takich wpisów uświadomiła mi, że to coś, do czego z przyjemnością wracam po latach.
Sezon 2023 zacząłem drugiego stycznia od pięćdziesięciu kilometrów przy raczej wiosennej pogodzie, a skończyłem 28 grudnia w podobnych okolicznościach, również połową setki.


W ciągu roku przejechałem 39 tras o długości przekraczającej 50 kilometrów, z czego siedem miało więcej niż setkę.
Lista Przebojów
Najdłuższa trasa: lipcowe 151,7 km do Chojnic.
Najbardziej męcząca trasa: 143,2 km nad Zalew Koronowski we wrześniu.
- Najprzyjemniejsza trasa: urodzinowe 117 km, w większości po lasach dookoła Doliny Rurzycy w tym samym miesiącu.
- Największa przygoda: pierwszomajowe zbieranie squadratów nad Notecią z brnięciem przez torfowiska po kolana w błocie.




Zmiany
Sporą zmianą było porzucenie Stravy, wynikające ze zmiany podejścia do jeżdżenia na bardziej zrelaksowane. Teraz mogę powiedzieć, że była to dobra decyzja i zupełnie mi nie brakuje zaglądania do tamtego serwisu.
Największą sprzętową zmianą były nowe opony do jazdy w terenie, Continental Terra Speed. Po tysiącu kilometrów na tych gumach nadal jestem zadowolony z wyboru. W przeciwieństwie do wosku CeramicSpeed UFO Drip, na którym się zawiodłem i wróciłem do zwykłych olejków do łańcucha.
Zadowolony jestem też z nowego kasku i butów, chociaż w pełni będę mógł je ocenić po jakiejś letniej długiej trasie w skwarze.
Statystyki
W 2023 zarejestrowałem 151 aktywności o łącznej długości 5136 kilometrów, które zajęły mi razem 256 godzin i 58 minut, co oznacza, że spędziłem na rowerach ponad dziesięć i pół dnia. W tym czasie podjechałem w górę 26 678 metrów.
Ze tych 151 jazd tylko 82 były jeżdżeniem dla samej frajdy, a 69 na zakupy, załatwianie spraw itp. Mimo zbliżonej ilości obie kategorie bardzo różnią się dystansem. Dla frajdy przejechałem ponad 4400 kilometrów, na zakupy niecałe 730.
Jak łatwo się domyśleć, najbardziej aktywny byłem w okresie od maja do października. Rekordowym miesiącem był wrzesień, kiedy to przejechałem ponad 850 kilometrów. Najsłabiej wypadł styczeń, gdy nawet nie dobiłem do setki.


Bardziej zróżnicowanie wypadł wykres średnich prędkości, gdzie widać wyraźnie odkrycie Squadratów w marcu i powrót z terenu na szosę na gładkich oponach w czerwcu. Potem spadek przyniesiony przez sierpniowy kryzys i od października zabawę na nowych oponach na trasach z dużym udziałem fragmentów nieasfaltowych.
Na wykresie średnich długości trasy zdecydowanie odstaje wrzesień. Ten wysoki słupek zadziwił mnie tak bardzo, że aż sprawdzałem, czy czegoś nie pokręciłem przy obróbce danych z Ride with GPS.


Przy okazji: Ride with GPS umożliwia pobranie zestawienia aktywności w formacie CVS, dzięki czemu przygotowanie wszystkich wykresów było przyjemnością (o ile może nią być układanie formuł w arkuszu kalkulacyjnym).
Mapa
Szkoda, że nie mam możliwości łatwego odfiltrowania wyjazdów za zakupy przy tworzeniu heatmapy, bo ich ilość zaburza trochę obraz mojego rowerowania. Ogólna tendencja jest widoczna i tak: trzymałem się głównie okolic domu, z rzadkimi wypadami kawałek dalej:

To pierwszy rok, kiedy na heatmapie tak dobrze wypada trasa w moje ukochane lasy pod Wałczem, gdzie najwyraźniej byłem więcej razy niż w Bydgoszczy.
Przy tworzeniu heatmapy skorzystałem z Strava Multiple Ride Mapper Jonathana O’Keeffe.
Squadrats
Niestety nie zanotowałem, z jakiej wielkości übersquadratem rozpoczynałem zabawę w skwadratowanie. Mapa na stronie Squadrats twierdzi, że 6×6, co wydaje mi się zaskakująco mało. Byłem przekonany, że objeździłem dokładnie większy kawałek okolicy.


Skończyłem z 15×15, chociaż miałem nadzieję na 16×16, ale trochę się zniechęciłem do tej zabawy po niebezpiecznym spotkaniu z psem, któremu ledwo uciekłem. O ile do podbicia o oczko została mi jedna jazda, może dwie, to niestety, o większy kwadrat nie będzie łatwo, bo obszary nad samą Notecią okazały się niełatwe do zdobywania na rowerze.
Porównanie z całością „kariery”
Przy okazji obrabiania pliku z wszystkimi zarejestrowanymi aktywnościami, pobawiłem się w zestawienie statystyk od 2015 roku. Na wykresach ilości jazd i przejechanego dystansu wyraźnie widać moment w 2017, w którym kontuzja kolan przerwała moje rowerowanie.
W 2021 znowu zaliczyłem spadek przez problemy ze zdrowiem. Straciłem wtedy sporo wagi, także masy mięśniowej, byłem ciągle obolały, zmęczony i drżały mi ręce. Nic dziwnego, że jeździłem mniej i krócej.


Ciekawą (dla mnie) rzecz znalazłem w zestawieniu średnich dystansów jazd dla frajdy: o ile cały roczny dystans w 2023 wypadł dużo słabiej niż rekordowy 2016, to średnia jazda była niemalże tej samej długości.
Okazało się też, że wbrew temu co myślałem, moje średnie prędkości wcale nie spadły po kontuzji w 2017, ale dopiero w 2019, gdy po śmierci Żony straciłem motywację do treningów i rowerowanie przestało być sportem, a zaczęło być terapią.


Plany
Pewny plan mam jeden: asfaltowo-terenową trasę będącą wariacją tej dookoła Doliny Rurzycy, z odwiedzinami na dwóch wielkich wrzosowiskach, więc zaczekam z nią do przełomu sierpnia i września.
Jeżeli okaże się, że jestem w stanie przejechać 200 kilometrów, to pewnie wybiorę się na Stary Kolejowy Szlak z Kołobrzegu do Piły. Trasa 200+ to moje ciche marzenie na 2024, ale nie zamierzam cisnąć za wszelką cenę. Może udałoby mi się namówić syna na wspólne przejechanie tego szlaku rozbite na kilka dni z noclegami po drodze?
No i wypadałoby dokończyć opis pozostałych Pętli Noteckich, więc na pewno będę kulać się nad rzeką, żeby zrobić zdjęcia. Ale tam jeżdżę zawsze i bez planów :)
Dodaj komentarz