W dzisiejszym przydługim wpisie opowiadam o swojej golfowej przeszłości i nowych zakupach rowerowych.
Będzie długo, więc wrzucam linki do sekcji poświęconych zakupom.
Koniec epoki
Czytający tegoż blogaska w dawnych czasach wiedzą, że kiedyś byłem zapalonym golfistą. Zaraziłem się pracując na malutkim dziewięciodołkowym polu, którego prowadzeniem mój ojciec zastąpił hodowlę owiec.
Rzuciłem ten sport w 2014, gdy doszedłem do wniosku, że bez nowego sprzętu, częstszego grania na pełnowymiarowych polach, a być może również lekcji, nie jestem w stanie zrobić istotnych postępów. To jednak było poza moimi możliwościami czasowymi i finansowymi, a okolice HCP1 15, w których się wtedy znajdowałem, przestały mnie zadowalać. Zamiast dalej grać w kółko tak samo, rzuciłem focha i pożegnałem się z golfem.
Przez chwilę jeszcze zajmowałem się podstawowym szkoleniem początkujących, chcących zacząć grę na naszym polu, ale po kontuzji kolan skończyłem także i z tym.
Przy okazji: kolana mi wysiadły głównie przez golfa. Już samo uderzanie piłki jest mocno dla nich obciążające, a do tego dochodzą kilometry robione po polach. Swoje zrobiła też praca na naszym polu: tylko koszenie greenów i fringe2 oznaczało prawie 10 kilometrów bardzo żwawego spaceru z ciągłymi zwrotami o 180°. Przy mojej sporej nadwadze (ważyłem czasem nawet 125 kilogramów przy 183 cm) nic dziwnego, że skończyło się rozwaleniem stawów.
Po golfowych czasach, poza rozwalonymi kolanami, została mi szafa pełna koszulek polo oraz zestaw kijów, którego zdjęciem wygrałem kiedyś konkurs w sklepie online z UK.

Kije stały w pokoju i zajmowały się zbieraniem kurzu. Od dawna myślałem o ich sprzedaniu, ale trudno było mi się rozstać. W końcu się ogarnąłem i gdy tylko trafiła się okazja, kije znalazły nowego właściciela, a ja znalazłem się w posiadaniu niespodziewanej gotówki. W sam raz, żeby w końcu załatwić od dawna odkładane zakupy.
Kask

Gdy po powrocie do jeżdżenia na rowerze w 2015 kupowałem swój pierwszy kask, nie miałem za dużego wyboru. Wziąłem jedyny dostępny w moim rozmiarze w sklepie w miasteczku obok. Jakiś model Krossa, jeden z tych, w których wygląda się jak młoda pieczarka.
Mimo słabej prezencji służył mi dobrze i uratował mi zdrowie, gdy wkrótce po zmianie roweru ze starego Treka na szutrówkę Ridleya zaliczyłem solidną glebę z uderzeniem głową o beton.

Następny był czarno-niebieski kask szosowy Bontrager Starvos, w którym jeżdżę do teraz. Wygląda dużo lepiej i jest bardzo wygodny. Sprawdził się na długich trasach w skwarze.
Po drodze musiałem w nim wymienić mechanizm dopasowania do wielkości głowy, bo kawałek plastiku się poddał, na szczęście nie ma problemu z częściami zapasowymi do tych kasków, a sama wymiana była banalnie prosta.
Jeździłbym w nim dalej, ale po pierwsze — chciałbym coś bardziej jaskrawego, coś, co rzuca się w oczy, gdy głowa wystaje nad samochody. A pod drugie producenci kasków zgodnie twierdzą, że wypada je wymieniać maksymalnie co 3-5 lat, a w moim jeżdżę już ponad siedem i pół roku.
Pewnie to marketingowa ściema i jeszcze mógłbym w nim pojeździć bezpiecznie jakiś czas, ale niespodziewaną kasę postanowiłem wykorzystać na upgrade i tym razem kupić kask z systemem MIPS (Multidirectional Impact Protection System), który dodatkowo chroni głowę przed urazami.
Jako że jestem bardzo zadowolony z dotychczasowego kasku, nowy też jest z Bontragera, model Velocis. Zdążyłem w ostatniej chwili z zakupem, bo Trek uznał, że nie chce się już bawić w prowadzenie osobnej linii ze sprzętem i przebrandowuje całego Bontragera na Treka. Przy okazji podbijając znacznie ceny, bo nowy model wybranego kasku jest dwa razy droższy.


W pakiecie z kaskiem dostajemy: elegancki materiałowy worek z misiowatą wyściółką do przechowywania/przewożenia, dopinany daszek, który może w połączeniu z bufą zastąpić kolarską czapeczkę (całkiem wygodny i w przeciwieństwie do czapek, które testowałem, nie wbija mi się w czoło) i zestaw naklejek Trek/Segafredo, z informacją jak je przylepić, żeby kask wyglądał jak używany przez kolarski team.
Porównałem wagę starego i nowego kasku. Stary obecnie waży 298 gramów, a nowy, mimo dodania MIPS i BOA, jedynie siedem gramów więcej.


Miałem okazję już przejechać się w nowym garnku i jestem zadowolony z zakupu. Wygląda świetnie, nawet na mnie, leży dobrze i powinien być dużo lepiej widoczny niż poprzednik.
Same plusy? Niestety nie. Słabym elementem są paski zapięcia. Dużo bardziej wolałbym, gdyby były czarne, nie czerwone, ale to nie kolor przeszkadza najbardziej. Poprzedni kask miał lepiej rozwiązane miejsce, w którym paski z dwóch punków łączą się w jeden.

Co prawda teraz mam możliwość regulacji i przesunięcia miejsca, w którym się schodzą, ale przez to gorzej się układają i wymagają więcej pracy, by je do siebie dopasować. To, że schodzą się w zapięciu pod kątem nie pomaga.

Kolejny denerwujący element to sama długość pasków, czy raczej brak sensownego ich spięcia.
Mam głowę prawie maksymalnej wielkości dla tego rozmiaru kasku, a jednak po dopasowaniu zostaje mi sporo zapasu, który nie do końca jest jak zabezpieczyć przed irytującym „dyndaniem”.
Przydałaby się tam jeszcze jedna gumka trzymająca paski razem. Ciekawe, czy można gdzieś taką dokupić.
Buty
Dotychczasowe buty rowerowe, Shimano Sh-XC31L, kupiłem jeszcze zanim przesiadłem się na Ridleya i w tej chwili mają nakręcone ponad 35 tysięcy kilometrów, może nawet bliżej 38 tysięcy. To niestety widać – bieżnik jest mocno powycierany, w kilku miejscach kawałki odpadły. Na wierzchu też zrobiło się kilka dziurek. Do tego rozeszły się na boki i nie trzymają już stopy tak dobrze jak kiedyś.
Zbierałem się do wymiany już długo, bo już był wstyd się gdzieś w nich pokazywać, ale zawsze żal mi było kasy na nowe. Tym razem postanowiłem nie odkładać tego dłużej.
Najprostszą rzeczą byłoby wymienienie starych butów z górskiej serii XC na nowsze. XC100 są bardzo podobne do tego, w czym jeździłem, więc wiedziałem czego się po nich spodziewać. Przy przeglądaniu zauważyłem też wyższy model, XC300 – wyglądający dużo lepiej, z rzepami zastąpionymi przez wiązanie BOA.


Zacząłem się zastanawiać, czy by nie wykorzystać kupowania nowych butów do zmiany podejścia do tematu obuwia na rower. Nie zanosi się, żebym jeszcze potrzebował takiej sztywności – nie cisnę już jak kiedyś. Więcej za to chodzę pieszo i robię zdjęcia, może więc coś bardziej turystycznego/wyprawowego? Z mniej agresywnym bieżnikiem i nie tak sztywną podeszwą.
Podstawowym turystycznym modelem Shimano są MT502. Są o dwa stopnie na ich skali sztywności niżej od moich starych i wyglądają prawie jak „cywilne” buty, ze sznurowadłem z zaciskiem przytrzymywanym przez jeden rzep.

Wydawały się spoko, dopóki ich nie przymierzyłem. Jakbym nie kombinował z ułożeniem i wpięciem nadmiaru sznurówki po jej zaciągnięciu, zawsze mi odstawała spora jej część. Wyglądało to dziwacznie i od razu wyobraziłem sobie zahaczanie nią o różności przy przebijaniu się przez chaszcze. Pewnie do samego szwendania się po asfaltach byłby spoko, ale to nie dla mnie.
W sumie w poszukiwaniu nowych kapci odwiedziłem z pięć czy sześć sklepów i przymierzyłem buty Bontragera, Scotta, Shimano, Sidi, Specialized…
W końcu zdecydowałem się na buty, o których pomyślałem, gdy przyglądałem się MT502, ale odrzuciłem, bo uznałem, że są za drogie – wyprawowe Shimano EX700.

Pierwsze wrażenie po otworzeniu pudełka: na żywo wyglądają jeszcze lepiej niż na zdjęciach. I pasują idealnie, co nie było takie pewne przy kupowaniu bez przymierzenia (nigdzie w Bydgoszczy ich nie znalazłem).


Bieżnik EX7 bardziej przypomina ten z obuwia trekingowego, niż moich dotychczasowych butów rowerowych.


Miejsce mocowania bloków jest w nich położone trochę bliżej środka, niż w moich poprzednich butach. Dzięki temu chodzi się w nich naprawdę wygodnie i bez stukania blokiem o podłoże. Wygodę podnosi również różnica w sztywności, chociaż nie jest aż tak duża (tylko jeden stopień na skali Shimano).
Przez bliższe położenie punktu mocowania bloku oraz większą szerokość podeszwy zmieniło się trochę ustawienie bloków w porównaniu do starych butów, co spowodowało, że trochę mi zajęło dopasowanie tego do moich nóg.
Przez porę roku i związaną z nią pogodę nie miałem okazji zrobić w nich dłuższej trasy, zaliczyłem tylko kilka wypadów 20-50km i trudno mi ocenić jak się sprawdzają. Na razie jestem zadowolony.
Ochraniacze
Do nowych butów musiałem dokupić nowe ochraniacze, żeby móc jeździć w nich także wtedy, gdy jest zimno. Po przejrzeniu masy różnych modeli i poczytaniu recenzji zdecydowałem się na XC Thermal od Shimano.
Nie byłem jednak pewny, jaki rozmiar wybrać, a nie miałem możliwości przymierzenia, mimo że odwiedziłem kilka sklepów z butem w plecaku. Byłem bliski zamówienia zarówno XL (44-46) jak i XXL (47-49) i zwrócenia niepasujących. Na szczęście wpadłem na pomysł zagadania na Facebooku do oficjalnego profilu Shimano Polska.

Mieli rację. Ochraniacze XXL pasują „na styk” na buty EX7 w rozmiarze 46. Mniejszych nie miałbym szansy naciągnąć.

Do tej pory jeździłem w kilkuletnich ochraniaczach Endura MT500, też neoprenowych, ale bez wodoodpornej powłoki. Inaczej je się też zakładało, bo endurowe ochraniacze mają od spodu tylko wycięcia na blok i piętę, więc trzeba je naciągać na założony but, co bywało upierdliwe. Shimanowskie od spodu mają tylko szeroki rzep w środku, a na podeszwę zachodzą tylko na czubku, więc zakłada je się najpierw, przed butem i potem tylko na niego się naciąga. Dużo wygodniej.



Taka konstrukcja powoduje, że przydeptywalny jest tylko wzmocniony czubek, co powinno znacznie przedłużyć życie ochraniaczy.

W porównaniu ze starymi ochraniaczami są wyraźnie cieplejsze, zwłaszcza gdy jest mokro. Oczywiście nie dorównają typowym zimowym butom, ale da się przeżyć krótki wypad nawet gdy jest poniżej zera. Chociaż po dwóch godzinach przy odczuwalnej w okolicach -5°C zrobiło się po prostu zimno. Pewnie na dłuższe jeżdżenie przydałyby się cieplejsze skarpety (może merino?) i chemiczny ogrzewacz.
W starych butach zimno najbardziej ciągnęło od bloków i pomagało trochę wyklejenie podeszwy od środka duct tape. Może w nowych ta sztuczka też by zadziałała, tym bardziej że tu wkładka jest cieńsza, a podeszwa pod nią to goły plastik, bez wyściółki, co pewnie na wyprawach latem sprawdza się świetnie, ale zimą raczej niweczy ocieplające działanie ochraniaczy.
***
Cztery zdjęcia butów z oferty Shimano pochodzą z ich strony.
Dodaj komentarz