Czerwiec na rowerze

Miniaturka wpisu „Podsumowanie czerwca”. Rower oparty o ławkę na tle pola zboża.

Jak co miesiąc dostałem list z Ride with GPS z podsumowaniem aktywności. Tym razem pomyślałem, że wykorzystam go jako pretekst do podzielenia się z Wami moim jeżdżeniem. I wrzucenia tu kilku zdjęć, które zazwyczaj trafiają tylko na moje konto na Pixelfedzie.

Uproszczona ikonka roweru zwróconego w prawo.

W ostatni dzień maja byłem na Wrzosach, po czym potrzebowałem odpoczynku, a rower zasłużył na dawno oczekiwaną wizytę w serwisie. Chciałem go odstawić na przegląd wcześniej, ale były kosmiczne kolejki, bo osoby jeżdżące tylko sezonowo nagle masowo przypomniały sobie o swoich maszynach.

Przed odstawieniem roweru przejechałem tylko raz Małą Pętlę Notecką. To zdecydowanie moja ulubiona trasa na krótki wypad.

Rower po kilku dniach w bydgoskiej Velomanii wrócił wyregulowany jak zegarek i mogłem zabrać się za odrabianie zaległości. Czas był na to najwyższy, bo cel na czerwiec wyznaczyłem na 500 kilometrów i właśnie mijała połowa miesiąca, a ja przejechałem niecałą setkę.

Chciałem zacząć już od powrotu z Bydzi bardzo okrężną drogą, ale po półtora miesiąca suszy akurat zaczęło padać, więc musiało mi wystarczyć niecałe 50 kilometrów.

Zaliczyłem wtedy kawałek trasy Bydgoszcz-Koronowo, którą kiedyś często jeździłem, akurat ten najfajniejszy, przez las. Planowałem dojazd aż do mostu kolejki i samego Koronowa, ale przez pogodę skręciłem już na Szczutki. Czasem trzeba zachować się rozsądnie :)

Uproszczona ikonka roweru zwróconego w prawo.

Jestem niewolnikiem cyferek i gdy zauważyłem, że mogę nie wyrobić założonej normy, zacząłem „oszukiwać”, rejestrując także wyjazdy na zakupy na moim Treku. Ale bez przesady, bo zazwyczaj zaliczam dwa-trzy takie wypady po 10 kilometrów w tygodniu, a zarejestrowałem tylko cztery.

Trek zresztą też w czerwcu zaliczył serwisowanie (m.in. wymiana trzaskającego supportu) i podróż z Bydgoszczy, najkrótszą drogą po nowej DDR przez Potulice.

Uproszczona ikonka roweru zwróconego w prawo.

Już wcześniej zakładałem, że w tym miesiącu przejadę pierwszą w sezonie trasę 100+, wypadało więc się przygotować. Osiemdziesiąt kilometrów Średniej Pętli Noteckiej (z terenowym zaliczaniem kilku brakujących squadratów) i siedemdziesiąt częściowo po śladzie planowanej setki, dały mi pewność, że nie będę miał problemów.

Uproszczona ikonka roweru zwróconego w prawo.

I rzeczywiście, sama jazda poszła zadziwiająco gładko, obyło się nawet bez bólu tyłka. Pojechałem prawie dokładnie trasą mojej pierwszej setki na rowerze w życiu, tyle że w odwrotną stronę i z zamianą kawałków po piachu na trochę dłuższe, ale po asfalcie. Po squadratowaniu miałem dosyć jazdy w terenie :)

Mimo upału (komputerek rowerowy pokazywał momentami 33 stopnie) była to bardzo przyjemna jazda. Bez spinki, z przerwami na odpoczynek/zdjęcia. I na „obiad”, czyli wege hot-doga z Orlenu i piwo bezalkoholowe nad jeziorem w Złotowie.

Uproszczona ikonka roweru zwróconego w prawo.

Finiszowałem ostatniego dnia czerwca trasą po nadnoteckich lasach. Wiedziałem, że po południu będzie padać, więc wyskoczyłem z rana. Naładowany energią poszalałem po szutrowych drogach do tego stopnia, że po wyjechaniu z lasu nie miałem już pary.

Było super, nie tylko dzięki samemu rowerowaniu, ale i przez wizytę w Brzózkach — wiosce koło Potulic, znanej z murali z obrazami van Gogha.

Uproszczona ikonka roweru zwróconego w prawo.

Czerwiec na Ride with GPS zamknąłem z 11 jazdami o łącznej długości 511 kilometrów, które zajęły mi prawie dobę:

Biorąc pod uwagę, że przez część miesiąca nie miałem roweru, wyszło nieźle.

Zdecydowanie najwięcej frajdy dały mi setka i szutry po lasach. Tę drugą trasę chętnie robiłbym częściej, ale zniechęca mnie dojeżdżanie 20 kilometrów do początku lasu, a potem kolejne dwie dychy powrotu, na dodatek po ruchliwej drodze wojewódzkiej.

Na lipiec znowu ustawiłem 500 kilometrów do przejechania, ale to może być zbyt zachowawczy próg, bo chciałbym znowu pojechać do Chodzieży (~130 km), żeby zrobić zdjęcia do tekstu o Mega Pętli Noteckiej. I może do Chojnic (~150 km), w których nie byłem już kilka lat, a kiedyś odwiedzałem co chwilę.

Jedna odpowiedź do „Czerwiec na rowerze”

  1. […] Pierwszy weekend sobie odpuściłem, zmęczony dobijaniem kilometrów do czerwcowego celu. […]

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *