Zacznijmy od opon. Continental Terra Speed przeniosły mnie już przez ponad siedem tysięcy kilometrów po asfaltach, szutrach, brukach, gruncie i piachu. Bez żadnego przebicia. Co prawda wyraźnie widać na bieżniku ślady zużycia, ale powinny mi jeszcze trochę posłużyć.

Przy okazji wrześniowej wymiany pękniętej obręczy tylnego koła, zamieniłem opony miejscami, przenosząc mniej zużytą przednią na tył. Dowiedziałem się wtedy, że bezproblemowe zakładanie, które chwaliłem po zakupie, było fartem. O ile na przednie koło opona weszła bez najmniejszych problemów, to przy tylnym złamałem dwie łyżki, które służyły mi od 9 lat. Skończyło się na smarowaniu rantów płynem do naczyń i wbiciu dużo wyższego ciśnienia, czyli dokładnie na tym, czego chciałem uniknąć, kupując gumy Continental, a nie polecane przez Bobiko opony TUFO.

Jeżeli kiedyś będę kupować nowy rower, muszę pamiętać o wybraniu takiego z gravelowymi obręczami, a nie szosowymi (w przypadku DT Swiss to seria G, a ja obecnie mam R500), to może obejdzie się bez problemów przy zakładaniu szerszych opon. Tym bardziej że po pojeżdżeniu na 40C zacząłem zastanawiać się nad wypróbowaniem jeszcze szerszych gum w przyszłości.
Gdy opony są już założone, idą jak złoto. W tym roku pojeździłem po zdecydowanie bardziej wymagającym niż wcześniej terenie, takim jak wrzosowiska na dawnych poligonach i Bory Tucholskie, a jechało się wygodniej niż na starych oponach po łatwiejszych trasach.
– –
Czerwony kask Bontrager Velocis MIPS zastąpił wysłużonego poprzednika i muszę powiedzieć, że nie licząc nieco wygodniejszego mechanizmu regulacji, nie czuję większej różnicy i to dobrze, bo stary kask mi bardzo pasował i w nowym podobnie wypada wygoda: dopasowanie, przewiewność czy odczuwana waga. Nawet wkurzające na początki paski zapięcia przestały przeszkadzać.
Przełomowe za to okazało się coś, co na początku prawie całkowicie zignorowałem, czyli doczepiany daszek. Zaraz po zakupie przypiąłem go na próbę, ale potem wrócił do kartonu i nie ruszałem go aż do końca kwietnia. Gdy przejechałem się z nim w słoneczny dzień, wiedziałem, że raczej go już nie zdejmę. Dzięki daszkowi mogę jeździć w najbardziej słoneczne dni, niezależnie od tego, pod jakim kątem padają promienie i nadal mieć tylko lekko przyciemnione, pomarańczowe szkła w okularach i od momentu założenia go ani razu nie musiałem wymieniać ich na czarne.

Sprawdził się też w czasie deszczu, więc odczepiam do tylko do prania, razem z wyściółkami. Zdecydowanie polecam, sprawdza się lepiej niż czapeczki kolarskie, które testowałem, bo ich daszki zawsze wbijały się mi w czoło.
– –
Turystyczne buty Shimano EX7 zastąpiły dotychczasowe XC31L, które były dużo bardziej nastawione na osiągi: wąskie, z agresywną i bardzo sztywną podeszwą.
Zmianie obuwie przyświecało przejście na bardziej wygodne, zrelaksowane podejście do rowerowania. Chciałem czegoś lepiej spisującego się przy schodzeniu z roweru, czy to do łażenia po okolicy z telefonem w poszukiwaniu kadru do fotki, czy zakupów w sklepie przy trasie.
Nowe buty dały mi dokładnie to, czego szukałem, a do tego wyglądają dużo lepiej niż poprzednie. Po roku jeżdżenia ciągle prezentują się nieźle, nawet podeszwa wygląda na niezniszczoną, co jest sporą poprawą w porównaniu ze starymi butami, w którym po parunastu przejściach po asfalcie fragmenty zaczęły się przecierać, a potem odpadać.


Gdy kupowałem EX7 zauważyłem, że Shimano poleca do nich wpinane pedały SPD z większymi platformami, niż moje PD-M520. Zignorowałem to, ale teraz muszę przyznać, że trochę racji w tej sugestii jest. W tych rzadkich sytuacjach, gdy bardziej cisnąłem, czuć było, że podeszwa jest zbyt elastyczna i mały punkt kontaktu pedału z butem powoduje dyskomfort na spodzie stopy.
Gdybym miał trochę wolnej gotówki, pewnie pomyślałbym o zmianie pedałów na PD-M8120. Może gdy się obecne zepsują? Chociaż raczej nie ma na to co liczyć, bo mimo tysięcy nakręconych kilometrów, dzięki regularnemu serwisowaniu pracują jak nowe.
Na szczęście przy moim zwykłym jeżdżeniu nie odczuwam tego problemu, więc nie psuje mi to frajdy z butów, ale jeżeli ktoś używa mojej pisaniny jako podpowiedzi przy zakupach, to lepiej, żeby wiedział_a.
– –
Razem z butami kupiłem zimowe ochraniacze Shimano XC Thermal, żeby nie musieć wydawać góry kasy na zimowe obuwie. Okazały się cieplejsze i bardziej wodoodporne niż dotychczasowe owiewki Endury, ale ciaśniej przylegające i nie mogłem zastosować wcześniejszego patentu z zakładaniem dodatkowych cienkich neoprenowych nosków pod ochraniacze, co wyraźnie zwiększało tolerancje na niskie temperatury. Dlatego musiałem używać chemicznych ogrzewaczy naklejanych na skarpetki przy mniejszych mrozach niż wcześniej. Z nimi mogłem spokojnie jeździć w zwykłych skarpetach do dwóch–trzech godzin przy odczuwalnej w okolicach -5°C, potem robiło się chłodno.
Po pierwszej zimie nie było na nich większych śladów używania. Shimanowski patent polegający na tym, że tylko wzmocniony czubek ochraniacza dotyka podłoża przy chodzeniu, powoduje, że ich spody nie zużywają się tak szybko jak poprzednich.
Niestety, w czasie grudniowego jeżdżenia wyzwania Festive 500 odkryłem, że ochraniacze pękły na szwie na wierzchu, w miejscu, które pracuje najbardziej.


Muszę sprawdzić, czy uda się reklamować, ale obawiam się, że gwarancja na nie już się skończyła. Jeżeli nie, to będę się rozglądał za jakąś wodoodporną taśmą, może taką do naprawy namiotów albo pontonów? Cała reszta ochraniaczy jest w świetnym stanie i żal byłoby je wywalać bez spróbowania naprawy.
– –
Zanim wyszedł ten problem z zimowymi owiewkami, byłem z nich na tyle zadowolony, że kupiłem kolejne tego samego producenta, tym razem na jesienne słoty. Niestety, ochraniacze Shimano Dual H2O przypadły mi do gustu duzo mniej.
Przede wszystkim zrobiłem błąd i chcąc zwiększyć swoją widoczność na drogach, wybrałem wersję jaskrawożółtą. O ile rzeczywiście dają po oczach, to wystarczy trochę błota czy brudu z łańcucha, żeby wyglądały mało elegancko. Słabo wygląda też to, jak się układają. Nie wiem, czy to kwestia moich nietypowych butów, ale nie przylegają tak ładnie jak na zdjęciach producenta, marszczą się i fałdują.


Dużo większym problemem jest to, że zamek zapinający owiewki z tyłu źle się okłada w czasie pracy nóg i uwiera. Nie na tyle, żeby zrobić odcisk czy otrzeć, ale wystarczająco, by powodować dyskomfort. Na szczęście znalazłem na to sposób: przy zakładaniu przekręcam ochraniacze lekko (o centymetr, może nawet niecały) tak, żeby zamek trafił bardziej do wnętrza nogi. To wystarcza, żeby przestało cisnąć.
Mimo tych wad spełniają swoje zadanie i w stopy mam sucho i ciepło. Ale gdybym znowu miał kupować jesienne ochraniacze, z pewnością wybrałbym czarne.
– –
O ile muszę przyznać, że z ochraniaczami trochę wtopiłem (chociaż jeździ się w nich dużo lepiej niż bez), to z kasku, butów i opon jestem bardzo zadowolony i mogę je szczerze polecić.
Dodaj komentarz