Po którejś z niedawnych jazd w deszczu padł mi czujnik kadencji i prędkości, z którym jeździłem od 2018. Kupiłem go, gdy wracałem do rowerowania po kontuzji kolan i zależało mi na trzymaniu wysokiej kadencji, by chronić uszkodzone stawy.

Teoretycznie czuję różnicę między kadencją 70 a 85, ale jednak cyferki na wyświetlaczu ułatwiają pilnowanie właściwego pedałowania i są bardziej motywujące.
Dlatego szukałem zastępstwa dla zajechanego czujnika, ale nie chciałem kupować takiego samego. Przez to, że moje naturalne ułożenie stóp to pięty mocno do środka, zdarzało się, zwłaszcza zimą w grubych ocieplaczach, że zahaczałem o czujnik i lekko go przestawiałem. Tym razem chciałem czegoś, co założę raz i nie będę musiał już poprawiać.
Jako że używam komputerka rowerowego Lezyne, to i czujników szukałem tej firmy. Okazało się, że mają w ofercie zestawy osobnych sensorów, które kosztują 50 złotych więcej niż ten łączony model (odpowiednio 180 i 130 złotych). Odżałowałem te pięć dych, bo uznałem, że wygoda jest tego warta.
Instalacja
Czujniki przychodzą w prostym pudełku, każdy w pakiecie z dłuższą i krótszą gumą, używaną do montażu, oraz baterią i gumową podkładką, dzięki której urządzonko się nie przesuwa po założeniu.



Wystarczy zdjąć żółte osłonki z baterii, otworzyć tył każdego czujnika przy użyciu np. monety, wsadzić baterię i po upewnieniu się, że gumowa uszczelka znajduje się na miejscu, zamknąć klapkę. Potem czujnik z podkładką przykładamy w wybrane miejsce: szybkości (oznaczony napisem SPEED) na oś przedniego koła, a kadencji (CADENCE) na lewe ramię korby.


I to wszystko, bez żadnego ustawiania magnesów w zasięgu czujnika. Luksusowo.
Teraz pozostaje tylko sparowanie czujników z komputerkiem. W przypadku mojego Lezyne Super GPS muszę wejść do menu, wybrać pozycję Sensors, a potem odpowiednio Speed oraz Cadence. Dla każdego czujnika wybieramy skanowanie BTLE i kręcimy pedałami/przednim kołem, żeby obudzić właściwy sensor. Po wybraniu czujnika z listy dostępnych na chwilę wyświetli się komunikat Pairing i gotowe.



Na ekranie głównym komputerka powinny być już ikonki czujników z informacją o stanie ich baterii.
Naprawa znikających czujników
Jeżeli będziecie mieli odrobinę szczęścia, to już wszystko, co musicie zrobić z czujnikami, żeby wam służyły. Ja niestety nie miałem takiego farta, znowu.
Po pierwszej krótkiej jeździe testowej wybrałem się na dłuższe rowerowanie za Zalewem Koronowskim. Sporo za połową trasy zauważyłem, że komputerek przestał pokazywać kadencję. Byłem już zmęczony dystansem i upałem, więc nic nie grzebałem, tylko pojechałem do domu. Kolejna jazda testowa i oba czujniki znowu działają.
Zacząłem podejrzewać, że tamtego dnia jeden się po prostu przegrzał, po kilku godzinach w ponad trzydziestu stopniach. Pojechałem więc w kolejną długą trasę w upał i tym razem po przerwie na hot-doga nie obudził się czujnik prędkości, przez co komputerek nie zauważył, że znowu jedziemy. Na szybko sparowałem ten czujnik ponownie, przy okazji niechcący rozparowując czujnik kadencji. Próbowałem to naprawić, ale nie pojawiał się już na liście do wyboru. Co za licho?
Napisałem do supportu Lezyne i tam, po krótkim upewnieniu się, że mam aktualny firmware w GPS, sympatyczna osoba podsunęła mi rozwiązanie: trzeba lekko wygiąć do wewnątrz blaszki kontaktowe baterii. Otworzyłem oba czujniki, dogiąłem blaszki do momentu, gdy bateria nie ruszała się po odwróceniu sensora do góry nogami, zamknąłem i zamontowałem wszystko z powrotem.

Wybrałem się na długą jazdę w ostrym upale i… wszystko było tak, jak należy, bez najmniejszych problemów. Szkoda, że nie dało się tak od razu, bez grzebania. Lezyne robi naprawdę fajny sprzęt o sporych możliwościach i niskiej cenie. Szkoda tylko, że takie ewidentne babole psują dobre wrażenie.
Wiem, że 180 złotych za parę czujników to setka mniej, niż sobie życzy Garmin, ale powinno wystarczyć, żeby działały bez takiej interwencji.
Dodaj komentarz