Październik na rowerze

Mój rowerowy październik wypadł dużo słabiej od września, ale i tak bawiłem się dobrze. Co prawda, nie zaliczyłem żadnej trasy 100km+, za to natrzaskałem kilka setek… zdjęć. Spokojnie, wrzucę tu tylko niewielką część.

Uproszczona ikonka roweru zwróconego w prawo.

W pierwszym pełnym tygodniu września przejechałem Średnią Pętlę Notecką, bo chciałem zrobić kilka zdjęć w skansenie w Osieku do opisu trasy. Na miejscu okazało się, że w poniedziałki jest zamknięty, więc z sesji nic nie wyszło.

Uproszczona ikonka roweru zwróconego w prawo.

Drugi tydzień to popołudniowy wypad na krótkie kulanie po okolicy, które trochę się rozciągnęło. Przejechałem przez rezerwat Borek i znalazłem dwa nowe „skróty” – z Ostrówka do Dąbek (masa piachu, ostra górka – unikać) i z Bnina do Mrozowa (kawałek asfaltu, dalej przyzwoita polna gruntówka – całkiem spoko).

Panorama zalanego wodą lasu. Kilka drzew leży przewróconych po ścięciu przez bobry. Na wodzie plamy zielonej rzęsy.

Te cztery dychy zostawiły niedosyt, więc dzień później wyskoczyłem znowu, tym razem po kilka squadratów w lesie między Paterkiem a Brzózkami.

Uproszczona ikonka roweru zwróconego w prawo.

Trzeci tydzień to trasa na niecałe 50km, z czego spora część była w terenie, bo pojechałem sprawdzić czy na nowych gumach przejadę tam, gdzie wiosną musiałem rower prowadzić. Przejechałem.

Uproszczona ikonka roweru zwróconego w prawo.

W czwartym tygodniu udało się porowerować dwa razy. W poniedziałek wybrałem się na trasę Dużej Pętli Noteckiej. W moim ulubionym punkcie widokowym w Krostkowie natrafiłem na olbrzymie stado żurawi zbierających się na zalanych łąkach nadnoteckich i spędziłem tam masę czasu próbując mimo odległości zrobić jakieś w miarę ostre zdjęcia, które by chociaż trochę oddawały niesamowitość sytuacji.

Drugą sesję zaliczyłem w Białośliwiu, w tamtejszym muzeum kolejki wąskotorowej.

Przez robienie zdjęć wyjazd mi się przeciągnął i wracałem później niż planowałem. Z przygodami, które mogły skończyć się dużo gorzej, gdybym nie miał oświetlenia na rowerze:

Wczoraj nie wziąłem pod uwagę krótszego dnia i czasu spędzonego na robieniu zdjęć żurawiom, kolejce itd., więc jazdę kończyłem w całkowitej ciemności.

Finisz postanowiłem sobie skrócić i zamiast jazdy krajówką postanowiłem pojechać skrótem przez boczną uliczkę w jednej z wsi i dalej polną piaszczystą drogą. Jeździłem tamtędy mnóstwo razy i nigdy nie było problemów. Wczoraj były 😆️

W połowie uliczki, która zazwyczaj jest solidnym szutrem, zaczęło się paskudne błocko z głębokimi koleinami po ciężkim sprzęcie. Obwiniając w myślach ciężarówki i traktory z burakami (bo trwa kampania cukrownicza) brnąłem dalej, wrzeszcząc ile sił na kundla, który wyskoczył na mnie z jednego z gospodarstw.

Na szczęście po chwili ktoś go przywołał, pewnie po usłyszeniu mojego „wypierdalaj!”. Jechałem dalej i stawało się jasne (mimo że było ciemno jak diabli), że to nie buraki, a najwyraźniej trwa przebudowa drogi, która obecnie jest na etapie rozwalenia poprzedniej nawierzchni. W tym momencie powinienem zawrócić, ale nie chciałem się zatrzymywać w błocie, a bez tego nie było mowy o zawrotce. No i nie chciałem znowu spotkać psa.

Kawałek dalej kątem oka zobaczyłem leżące w trawie na poboczu biało-czerwone dechy, których drogowcy zazwyczaj używaja do odgradzania nieprzejezdnych dróg. Zdążyłem pomyśleć „mogli postawić je na początku ulicy, to bym się tu nie wpakował” i zobaczyłem uskok w poprzek drogi. Dobre pół metra wysokości. Dałem po hamulcach i majtnęło mną w błocie. Zdążyłem wypiąć prawą nogę, ale przewróciłem się na lewą stronę, akurat na kupkę mokrego piachu.

Okazało się, że w miejscu przejścia uliczki w zjazd z betonowych płyt w polną drogę fachowcy usunęli płyty i wybrali podłoże, jakie było pod nimi. I najwyraźniej nie chciało im się na noc zabezpieczać uskoku, bo przecież prościej blokadę walnąć na poboczę, niż ustawiać ją w błocie.

Wstałem, otrzepałem się z grubsza, zniosłem rower w dół i pojechałem dalej, momentami prowadząc rower tam, gdzie nie dało się jechać.

Bardzo fajny sport, polecam 😆️

— Łukasz Horodecki (@LukaszHorodecki) 2023-10-24T13:34:26.826Z

Drugi wyjazd to w końcu udana wizyta w skansenie. Planowałem wpaść na chwilę, korzystając z darmowych (w wersji bez wchodzenia do chałup) sobotnich wejść, zrobić kilka zdjęć i pojechać dalej. Spędziłem tam ponad 70 minut i zrobiłem ponad dwie setki fotografii.

Okazało się, że gdy jest się tam samemu, bez szkolnych wycieczek i innych zwiedzających, to miejsce jest naprawdę niesamowite. Polecam.

Trochę więcej zdjęć z Osieka wrzuciłem w dwóch paczkach na Pixelfeda.

Uproszczona ikonka roweru zwróconego w prawo.

Miesiąc zakończyłem wizytą w ruinach XV-wiecznego dworu obronnego w Orlu. Byłem ciekaw, czy jesienią będą lepiej dostępne niż wiosną, gdy byłem tam poprzednio. Miałem rację i tym razem udało mi się dostać głębiej. Poza wrzuconymi już tutaj zdjęciami sterty cegieł i kamieni, z tego wyjazdu mam też jesienny las, tory i dwa jeziora.

Uproszczona ikonka roweru zwróconego w prawo.

W sumie w październiku w czasie 14 zarejestrowanych jazd (7 z nich to wyjazdy na zakupy) zaliczyłem 499 kilometrów, co zajęło mi dzień, godzinę i dziewiętnaście minut.

Podsumowanie miesięcznej aktywności z serwisu Ride with GPS. Na grafice kalendarz na październik z zaznaczonymi jazdami. Nad nim statystyki: dystans 499 km, suma przewyższeń 2,560 m, czas w ruchu 1 dzień 1 godzina 19 minut, 14 jazd.

Myślałem, że będzie gorzej, bo momentami była niezła plucha, ale wyszło zdecydowanie zadowalająco. Fajnie by było, gdyby listopad wypadł podobnie, ale z tym może być różnie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *