Uwaga: ten wpis powstał dawno temu. Istnieje spora szansa, że nie odzwierciedla obecnych poglądów i opinii autora.
Wiosna w pełni, trawa rośnie jak szalona, a zielona i śliczna jest jak z bajki. Nic dziwnego, że gdy akurat nie zajmuję się Grzesiem i nie koszę tej pięknej trawy, to spędzam każdą wolną chwilę na grze w golfa. To m.in. dlatego nic tu się nie pojawia.
Gram ile się da i są tego efekty – poprawiłem mój rekord na dziewięciu dołkach o dwa uderzenia, a na osiemnastu zagrałem tylko jedno oczko gorzej niż życiówka wypracowana przez cały zeszły sezon o jedno. Trochę zasługi w tym mojego nowego sprzętu, który udało mi się w końcu kupić.
Zrezygnowałem z zakupów w USA (dolar!) i zaraz potem odezwał się do nas polski dystrybutor sprzętu firmy Wilson. Nie mógł trafić lepiej. Wydałem wszystkie odłożone pieniądze i kupiłem zestaw żelaz Wilson Staff Di9 – w sam raz dla średniozaawansowanych amatorów (tak lubię o sobie myśleć :P).
Kije są o niebo lepsze od moich starych Dunlopów. Są trochę dłuższe, więc lepiej pasują do mojego wzrostu. Grają dalej (na dłuższych dołkach zszedłem o kij-dwa!) i więcej wybaczają. Oczywiście nie grają same – nawet takimi cudeńkami ktoś musi machać.
Nie wypadało wsadzać nowego sprzętu do starej torby, więc dokupiłem kolejny bajer: Tour Cart Bag, też Wilson Stafff.
Torba jest strasznie pojemna i bardzo wygodna. Trzy miejsca na podręczne piłeczki, zewnętrzny uchwyt na puttera, rzep na rękawiczkę, 14 przegródek, izolowana kieszeń na napoje, wodoodporna z kieszonką na telefon… Ma więcej miejsca, niż jestem w stanie zająć :)
Na tym miałem skończyć zakupy na ten sezon i cierpliwie odkładać pieniądze na drivera, 3W i jakąś hybrydę, ale nagle rozsypały mi się buty. Nie wytrzymały wzmożonego treningu :) Dlatego musiałem wysupłać kolejne zaskórniaki i kupić nowe buty. Padło na Adidas Innolux.
Nie zdążyłem za dużo w nich pochodzić, więc nie mogę na razie ocenić ich jakości. Z tego, co zaobserwowałem przez tę parę chwil, gdy uderzyłem dla testu kilkanaście piłek, to zapowiadają się na całkiem wygodne i dobrze trzymające się trawy. Zagrałem w nich pierwszą osiemnastkę i jestem zadowolony. Trzymają się trawy jak przybite, dzięki czemu, nawet grając bez rękawiczki, na całą rundę tylko dwoma teeshotami nie trafiłem w fairway. Stopy wróciły z pola w całości i w dobrej formie, więc z wygodą jest w porządku. No i mają znacznie bardziej golfowy wygląd, niż moje stare, całe czarne Adidasy. Kolejne punkty do lansu :)
Ufff… spłukałem się. Mam nadzieję, że poza kilkoma rękawiczkami, jakie zużyje w tym sezonie, to koniec z inwestowaniem w golfa.
Rzeczywiście, w poważniejszym wydaniu ten sport potrafi trochę kosztować. Na szczęście takie wydatki pojawiają się dopiero, gdy się parę sezonu pogra, wciągnie się w łażenie za piłeczką i zdecyduje na zakup czegoś konkretnego. Na początku wystarczają wypożyczane kije, trochę później jakiś tani niemarkowy set dla amatorów czy używany zestaw, odkupiony od znajomego gracza. A grać można na małym, sympatycznym polu, gdzie za 40 złotych można spędzić cały dzień, co serdecznie polecam :D
Dodaj komentarz