Uwaga: ten wpis powstał dawno temu. Istnieje spora szansa, że nie odzwierciedla obecnych poglądów i opinii autora.
Muszę się pochwalić, że nie palę. Tak, tak – dwudziestego ósmego kwietnia zapaliłem ostatniego papierosa. Jak łatwo się domyśleć, zdopingowało mnie do tego pojawienie się Grzesia. Jak na razie się trzymam, chociaż momentami mi brakuje fajeczki, oj brakuje…
Najgorsze są momenty, w których zawsze sięgałem po papierosa – koszenie, spacer itp. Ratuję się stosami batonów i innych słodkości. Na szczęście mimo tego tracę kilogramy, pewnie przez totalne zalatanie.
Gratulacje! I trzymaj tak dalej!
szkoda, że potrzeba spłodzić dziecko, żeby rzucić ten nałóg ;-)
A z nicorette i podobnymi wynalazkami, czy staromodnie – z pomocą siły woli? Bo wg. moich doświadczeń te pierwsze niespecjalnie działają…
Tylko i wyłącznie siła woli. No i batoniki :)
Mnie w ocenie, czy udało mi się skutecznie rzucić pozwoliła sesja – ta się skończyła, a ja nie zapaliłem. Na czym ty się opierasz? Pierwsza poważna sprzeczka z niesubordynowanym golfistą? ;P
Trzymaj się, mój tata podchodzi po 60 a po 35 latach, chyba, rzucił.
No gratulacje! Jeden smrodziarz mniej :D Trzymaj się dalej. A batoniki są super!
Gratuluje moze i mi sie uda (kiedys)
Dziękuję za wszystkie gratulacje.
tas: wytrzymałem bez fajki największe i najbardziej stresujące imprezy na polu – pijane kmioty, zadufani prezesi, szalejące dzieciaki… :)