Przez większość miesiąca jeździłem tylko krótkie trasy, bo gdy przychodził weekend albo nie miałem czasu, albo nie było pogody na dłuższe rowerowanie. Starałem się jednak ruszać jak najczęściej i wyskakiwałem na dwie-trzy jazdy po 20-30 kilometrów w tygodniu, czasem cisnąc mocniej niż zwykle, żeby mieć z nich zysk treningowy.
– –
Większe wyjazdy zaliczyłem tylko dwa. Pierwszym był wypad na szybkie zakupy w Bydgoszczy w przedostatnią sobotę maja, gdy do Bydzi pojechałem dłuższą drogą przez Koronowo (69 kilometrów), ale wracałem już standardowo, przez Lisi Ogon i Potulice (46 km).




Jadąc z Koronowa w stronę Bydgoszczy spotkałem sporo osób w lycrze na gravelach z numerami startowymi. Po powrocie do domu sprawdziłem, co to za impreza i okazało się, że to kujawsko-pomorska edycja Szutrozy.
Przyznaję, że trochę się podjarałem myślą o ewentualnym występie na czymś takim i zacząłem sprawdzać trasę, regulamin i cenę. I wtedy, jak zawsze przy podkręceniu na udział w tego rodzaju wydarzeniu, przyszło otrzeźwienie. Po co miałbym wydawać ponad trzysta złotych za trasę, którą mogę przejechać za darmo, w wybranym przez siebie terminie i na dodatek bez kontaktu z masą innych osób?
Zdecydowanie nie mam w sobie potrzeby rywalizowania (ani możliwości, by to robić), wolę jeździć solo, niż oglądać się na innych, a od pamiątkowego medalu wolę wrzucanie fotek z trasy do fediwersum.
Jedyny przypadek, w którym start miałby dla mnie sens, to naprawdę długi dystans (500 km+), gdzie organizatorzy zapewnialiby paśniki, żebym nie musiał wieźć całego żarcia ze sobą lub szukać sklepów, by uzupełnić zapasy.
– –
Z jeżdżeniem długich dystansów właśnie wiązał się ten wyjazd na zakupy oraz druga majowa trasa 100+. Po tym, jak podjąłem decyzję, że chciałbym w przyszłości spróbować bikepackingu, zabrałem się za stopniowe kompletowanie wyposażenia, zaczynając od części kuchennej. Kupiłem malutki palnik gazowy, kartusz, lekki tytanowy kubek do gotowania wody do zalewania dań liofilizowanych oraz składany łyżko-widelec.
Razem z paczką wegańskiego dalu z ryżem i pełnym kartuszem, całość ważyła poniżej 500 g i spokojnie zmieściła się w niedużej, sześciolitrowej torbie podsiodłowej Topeaka, którą kupiłem kilka lat temu, by mieć jak zabierać ze sobą koc, książkę, kanapki, a czasem także kąpielówki, na wyjazdy na posiedzenie nad jeziorem Krąpsko Średnie, gdzie bywam przynajmniej raz w roku.
W ostatnim tygodniu maja też tam pojechałem, przy okazji testując kuchenne wyposażenie. Zacząłem od tradycyjnej trasy przez Łobżenicę, Podróżną i Krępsko, tym razem wyjątkowo trudnej, bo cały czas jechałem pod silny wiatr i w rezultacie na miejsce dotarłem prawie godzinę później, niż planowałem.




Las nad jeziorem jednak był jak zawsze piękny, a pole biwakowe „Wrzosy” puste przed sezonem (za to dorobiło się nowego pomostu, w miejsce uszkodzonego trzy lata temu), więc szybko zapomniałem o męczeniu się z wiatrem i wyciągnąłem na kocu z książką „Język neoliberalizmu” Tomasza Markiewki.
Potem zrobiłem sobie przerwę na obiad i mogę powiedzieć, że sprzęt spisał się nieźle, a dal może i nie zachwyciłby mnie jedzony w domu, ale po 75 km na rowerze z wmordewindem i w pięknych okolicznościach przyrody smakował znakomicie.




Poleżałem sobie z książką jeszcze trochę, aż doszedłem do wniosku, że skoro jestem wypoczęty i najedzony, to mogę wrócić do domu trochę dłuższą drogą i zamiast 70 km przez Łobżenicę, przejechać setkę z okładem przez Piłę i Białośliwie.
Zazwyczaj jeżdżę po Pile tylko od okolic dworca PKP do wylotu na Szydłowo, tym razem przejechałem się trochę więcej, bo musiałem jakoś wyjechać w stronę Kaczor. Muszę przyznać, że Piła zrobiła spore postępy w zakresie rozwoju sieci dróg dla rowerów i tylko jeden niedługi fragment musiałem pojechać ulicą.
Droga rowerowa do Kaczor też zaskakuje. Najpierw pozytywnie, bo to długi odcinek gładkiego asfaltu wzdłuż linii kolejowej, oddzielonego od aut pasem zieleni. Potem negatywnie, bo im bliżej końca, tym częstsze są fragmenty z czarnego szutru, miejscami dość luźnego, co przeszkadza zwłaszcza na zakrętach i podjazdach. Te podjazdy to spory minus tej trasy. Jeżeli została pomyślana jako sposób na bezpieczne docieranie rowerami z Kaczor do Piły np. do pracy, szkoły czy na zakupy, to nie powinno na niej być stromych górek, na które część zwykłych dojeżdżersów będzie musiała rower prowadzić, a takich miejsc jest tu kilka. Wiem, że niwelacja terenu znacznie podniosłaby koszt powstania DDR, ale może dałoby się to ominąć, prowadząc drogę skosami?


Od Kaczor zostało mi już zwykłe jechanie przez wioski, po trasie nadnoteckich pętli. W miarę zachodzenia słońca robiło się coraz chłodniej, aż w końcu musiałem założyć wszystkie ciuchy, w których wyjechałem rano, łącznie z długimi rękawiczkami, a na koniec i tak zmarzłem. Nie przeszkodziło mi to w zatrzymaniu się w Krostkowie, by złapać widok na dolinę Noteci.

Nie licząc zmarznięcia, dojechałem raczej bezproblemowo, wydłużając tegoroczny najdłuższy dystans ze 150 do 173 kilometrów.
– –
Ile uzbierałem z tylko dwóch dłuższych jazd wpartych przez trochę krótszych? Ku mojemu zdziwieniu wyszło ponad 850 kilometrów.

Wystawiałem rower z domu 22 razy, z czego 8 razy były to wyjazdy na zakupy do MiasteczkaObok moim dojeżdżerskim trekingiem (razem 88 kilometry), a pozostałe 14 pojechałem dla funu.
W maju zrobiłem o 153 kilometry więcej niż w tym samym miesiącu przed rokiem, dzięki czemu w końcu przegoniłem zeszłoroczny postęp i jestem do przodu o 115 kilometrów. W czerwcu ta sztuka może mi się nie udać, bo to był najmocniejszy miesiąc 2024.
I jeszcze jedno: spodobało mi się robienie obiadu w trasie, chociaż w przypadku większości dystansów, które jeżdżę, to niekoniecznie ma sens. Za to gdy będę planował jazdy wyraźnie powyżej dwóch setek (zwłaszcza takie w sporej części po lasach), zastanowię się, czy nie lepiej wciągnąć w połowie trasy takie liofilizowane danie, zamiast szukać miejsca, w którym mogę zjeść coś, co nie jest batonem. Wychodzi drożej (30-40 złotych za porcję) niż wege hot-dog na Orlenie, ale jednak to bardziej wartościowe jedzenie i byłbym niezależny od lokalizacji i zaopatrzenia stacji paliw.
Dodaj komentarz