Regularne publikowanie wpisów na blogu w każdy wtorek, którego długo się trzymałem, od jakiegoś czasu się rozjeżdża. Z jednej strony to efekt rozgrzebania kilku większych wpisów, na których dokończenie nie mam czasu/weny/ochoty. Gdy otwieram edytor, by napisać coś krótszego, wstyd mi przed samym sobą, że tamte wciąż wiszą niedokończone, więc i pisać krótszych rzeczy mi się nie za bardzo chce.
– –
Fakt, że obecnie nie czuję się najlepiej psychicznie, też nie sprzyja blogowaniu. Ani niczemu innemu, bo w pozostałych obszarach też słabo mi idzie.
Syn szykuje się do pójścia na studia, co z jednej strony oczywiście napawa mnie dumą, bo bez problemu dostał się tam, gdzie chciał. Ale boję się czasu, gdy zamieszka w Toruniu, a ja zostanę tutaj bez niego, głównego źródła motywacji do robienia czegokolwiek od czasu, gdy zmarła moja Żona. Do tego to kolejne ważne wydarzenie w życiu młodego, którego Ona nie widzi. A byłaby tak dumna z syna.
Gdy pojechaliśmy do Torunia szukać mieszkania, bo syn wdał się we mnie i nie nadaje się do akademika, zrobiło mi się jeszcze gorzej. Pokazywałem mu różne miejsca, które poznałem gdy odwiedzałem przyszłą Żonę, gdy studiowała na tym samym wydziale, na który się dostał młody. To przecież nie ja powinienem to robić, tylko Ona.
Na to wszystko nałożyły się moje urodziny. Szóste już obchodzone samotnie. Tak jak przed rokiem wybrałem się na rowerową trasę po naszych ulubionych okolicach, ale z zupełnie innym skutkiem. Nie tylko umęczyłem się fizycznie, bo pojechałem przeziębiony, ale także wizyta na miejscu naszego stałego biwakowania nie podniosła mnie na duchu, jak ostatnio, a raczej dodatkowo zdołowała.
– –
Przez jakiś czas wpisy na silva rerum mogą pojawiać się jeszcze bardziej nieregularnie. Muszę się jakoś ogarnąć, a także w końcu znaleźć młodemu lokum, bo to które po obejrzeniu wybraliśmy, okazało się nieaktualne w chwili gdy siedzieliśmy w pociągu w drodze na umówione spotkanie, by podpisać papiery.
No to tyle. Do następnego razu, może będzie lepiej.
Dodaj komentarz