Po wodzie i po lodzie

Miniaturka dla wpisu pod tytułem „Po wodzie i po lodzie”. Na zdjęciu zasypana śniegiem droga przez pola widoczna zza kierownicy roweru. Nad zdjęciem zielone pole z białym napisem „Dupochron i kolce”

Sezon zimowy już się zaczął, więc najwyższy czas pokazać co chroni mój tyłek przed wodą i jak sobie radzę w te dni, gdy na drogach jest lód, a jechać trzeba.

Dupochron

Zbliżenie na tył roweru stojącego w metalowym stojaku na placu z betonowej kostki. Tylny błotnik z aluminium jest pomalowany na ten sam niebieski kolor co rama i na końcu ma logo firmy Ridley: na białym pięciokątnym polu stylizowana czarna litera R.

Gdy kupiłem Ridleya, był wyposażony w śliczne aluminiowe błotniki, pasujące do reszty roweru. Podobały mi się do tego stopnia, że miałem gdzieś opinie osób twierdzących, że rower z barankiem nie powinien mieć błotników.

Niestety, któregoś razu, w czasie jazdy leśną drogą nie udało mi się wyminąć wszystkich gałęzi pozostawionych przez leśników i jedna z nich mocno uszkodziła tylny błotnik. Odklepałem go, zdrutowałem i jakoś się trzymał, ale nigdy już nie wyglądał porządnie.

Rower oparty o drewnianą barierkę pomostu na jeziorze. Spod brązowego siodła wystaje ass saver, prosty kawałek plastiku w zielone i pomarańczowe wzory.

Nie chciałem wydawać sporej kasy na ściągnięcie z Belgii oryginalnych zamienników, więc zrezygnowałem z pełnych błotników na rzecz zakładanego pod siodło w razie niepogody ass savera, czyli dupochronu.

Jeżeli mnie pamięć nie myli, zacząłem z jednolicie czarnym i niemarkowym, ale po kilku miesiącach go zgubiłem. Potem kupiłem już oryginalny Ass Saver, z jakimś kolorowym nadrukiem i ten przejeździł ze mną ładne kilka sezonów.

W zeszłym roku w czasie remontu w domu gdzieś go niestety posiałem, a że zbliżała się jesień, trzeba było kupić coś nowego. Wybrałem inny produkt tej samej szwedzkiej firmy, fantazyjny Win Wing, wyglądający jak skrzydło czy spoiler.

Mimo nietypowego wyglądu montaż jest bardzo prosty: przypinamy do górnych rurek tylnego trójkąta (mamy jakąś lepszą nazwę na seat stays?) część w kształcie podkowy korzystając ze wbudowanych elastycznych pasków. Potem na trzech wypustkach mocujemy skrzydło (mamy trzy kąty do wyboru) i gotowe.

Kupując, nie zwróciłem uwagi, że w miejscu, gdzie powinienem go zamontować, mam na ramie klocek, do którego jest przyczepiona linka od hamulca. Na szczęście nawet przy położeniu dalej od opony niż to zaleca producent (2 cm zamiast 5-10 mm), nadal działa dobrze.

Rower oparty o szarą ścianę z narysowanymi kredą kwiatami, które wyglądają, jakby wyrastały z roweru. Nad tylnym kołem błotnik Win Wing.

A chroni wyraźnie lepiej od poprzednika. Jeździłem z Win Wing w deszczu po szosie, w błocie, po topniejącym śniegu i za każdym razem sprawdzał się świetnie. Waży przy tym niewiele i wygląda ciekawie, więc zakupu nie żałuję.

Szkoda tylko, że wersja 2 z czarnym uchwytem weszła do sprzedaży dopiero w tym roku, wygląda lepiej tego, który już mam. Niestety, nie zanosi się, żeby udało mi się go zgubić i nie ma żadnych śladów zużycia, więc nie mam wymówki do wymiany :)

Win Winga mogę polecić z czystym sumieniem, chociaż może nie do rowerów do dojeżdżania, zostawianych bez opieki. Trochę za łatwo go zdjąć z roweru, także cudzego.

Kolce

Zimą nie przerywam dojeżdżania rowerem (sędziwym Trekiem) na zakupy do sąsiedniego miasteczka. ~5 kilometrów w jedną stronę to nie jest tak dużo, nawet gdy przymrozi. Ale zazwyczaj odpuszczałem gdy robiło się śnieżnie i ślisko.

W zeszłym roku postanowiłem nie odpuszczać i wybrałem się na zakupy gdy na szosie był lód. Miałem lekkie kłopoty już z wyjechaniem ze wsi pod górkę, ale prawdziwe problemy pojawiły się na wyślizganych uliczkach osiedlowych w mieście. W pewnym momencie musiałem zejść z roweru i go prowadzić, nie było mowy o jeździe.

Gdy tak powolutku ślizgałem się przez miasto, uznałem, że przyszła pora na opony z kolcami. Przejrzałem sklepy rowerowe, poczytałem opinie i wybrałem gumy Schwalbe Marathon Winter w rozmiarze 26-1.75. Zastanawiałem się nad wersją Plus, która ma cztery rzędy kolców zamiast dwóch, ale uznałem, że wystarczy mi tańsza opcja.

Naszarpałem się trochę przy ich zakładaniu, bo nie chciały wejść na obręcze, aż myślałem, że łyżkę złamię. Na szczęście obyło się bez takich przygód, ale to ciężkie wchodzenie na koła jest bardzo upierdliwe w naszych warunkach, gdy śnieg zimą utrzymuje się przez tydzień, a następny pojawia się za miesiąc.

Teoretycznie można by je zostawić założone także w suche dni, jeżeli komuś nie przeszkadza odgłos kolców na asfalcie, ale trochę mi szkoda ich zużywać, w sytuacji gdy są najdroższą częścią roweru.

A jak się sprawdzają na lodzie? Bajecznie. Byłem pod sporym wrażeniem. Tę samą trasę, która sprawiła mi spory problem, z kolcami przejeżdżałem bez wysiłku i obaw przed upadkiem. Zjazdy, podjazdy, zakręty — różnica jest naprawdę olbrzymia.

Trudno mi jednak polecić je bez zastrzeżeń. Wydatek jest spory, a ilość dni w roku kiedy się przydają nieduża. Do tego to opony drutowane, ich nie da się zwinąć i schować do szafy, więc trzeba mieć miejsce do przechowywania. Najprościej, o ile to możliwe, gołoledź przeczekać. Jeżeli jednak chcecie lub musicie być w stanie jechać niezależnie od pogody, to opony z kolcami ułatwią wam życie.

Znajoma z doświadczeniem w rowerowym dojeżdżaniu w Finlandii mówi, że jeżeli chcemy zaoszczędzić, to można kupić tylko jedną oponę, już to podobno robi sporą różnicę. Gdy o tym usłyszałem, pomyślałem, że chodzi o tylną oponę, ale wg niej przednia daje najwięcej.

A poza tym

Pamiętajcie, żeby sprawdzać i serwisować łańcuch, żeby go przez sól rdza nie schrupała.

Suchych dróg życzę!

Jedna odpowiedź do „Po wodzie i po lodzie”

  1. Awatar Sebastian :coffefied:

    @silvarerum Ja nie pamiętam kiedy byłem na dworze… Cały czas katuję KICKR i Zwift…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *