Całe swoje jeżdżenie zapisuję na Strava.com. Podstawową przewagą Stravy nad konkurencją jest otoczka społecznościowa: znajomi, kluby, rywalizacja o najlepszy czas na segmentach i wyzwania. Wyzwania są rozmaite: przejechać 120+ km jednego dnia, 1250 km w miesiącu, czy trzygodzinna trasa dokumentowana zdjęciami.
Od 2010 swoje świąteczne wyzwanie organizuje angielska firma Rapha. Festive 500 polega na przejechaniu 500 kilometrów od 24 do 31 grudnia.
Jeszcze na parę dni przed Świętami prognozy zgodnie pokazywały dodatnie temperatury na cały ten okres, z +6°C w Sylwestra. Co oznacza, że 500 można rozbić na 8 jazd po sześćdziesiąt parę kilometrów. Łatwizna.
Po konsultacji z Żoną dostałem zielone światło i zacząłem szykować się do wyzwania. Wyczyściłem, nasmarowałem i sprawdziłem rower. Wyprałem wszystkie ciuchy. Przygotowałem Sudocrem. Upiekłem batoniki energetyczne.

Miałem dwie “drobne” rzeczy do pogodzenia z jeżdżeniem. Pierwsza to całe te święta, druga to rezerwacja na seans “Przebudzenia Mocy” w sobotni ranek.
24.XII
Żeby chociaż trochę czasu spędzić z Żoną i Grzesiem, postanowiłem jak największy dystans machnąć w czwartek, po drodze na kolację wigilijną u Teściowej. Dzięki temu mogłem pozwolić sobie na wolne w piątek i krótszą trasę w sobotę.
Normalna rowerowa trasa między Olszewką a Wyrzyskiem to 30 kilometrów. Moja była o prawie 120 dłuższa :)
Większość tej drogi jechałem już wcześniej, co spełniało moje założenie, żeby nie kombinować z nowymi trasami na Festive 500. Chciałem jechać pewniakami, bez szukania trasy i niespodzianek w rodzaju tragicznej nawierzchni czy wrednych podjazdów.
Po 45 kilometrach skończyło się słońce i zaczęła mgła. Jechałem przy widoczności w okolicach 100, 150 metrów. W Białośliwiu, czyli w okolicach 80. kilometra, zniechęcony zadzwoniłem do Żony, żeby zapytać, jaka u nich pogoda. Chciałem się zorientować, czy mam szansę na wyjechanie z mgły, czy pora się poddać i zadowolić niecałą setką. Okazało się, że u nich jest słonecznie, więc ruszyłem dalej. Dobrze zrobiłem — po dziesięciu kilometrach wyjechałem na zalane słońcem pola za Wysoką. Dalsza droga prawie bez przygód, o ile nie liczyć kryzysu na ostatnich 15 kilometrach, gdy do zmęczenia doszła jazda pod wiatr.
Średnie tempo: 2:26 na km.
25.XII
Wolne od roweru. Pofolgowałem sobie przy jedzeniu, bo wiedziałem, że będę potrzebował sporo kalorii na pozostałe 350 kilometrów.
Zmieniły się prognozy na koniec roku. Od środy ostry mróz: -10° i -20° temperatury odczuwalnej. Jeżeli chciałem ukończyć Festive 500, musiałem wyrobić się do wtorku. Trzeba było zmienić plany i na niedzielną oraz poniedziałkową jazdę wziąć dużo dłuższe trasy niż planowane 65-70 km.
Średnie tempo: kaczka, zraz i dwa razy barszcz z uszkami.
26.XII
“Przebudzenie Mocy”. Osom. Zabranie syna na “Gwiezdne wojny” to niesamowite przeżycie, zwłaszcza gdy film jest tak dobry jak ep7.
Po kinie przejazd z Bydgoszczy do Wyrzyska, gdzie od czwartku stał mój rower. Szybki obiad i jazda do Olszewki. Miałem niewiele więcej niż dwie godziny przed zmrokiem, ale zdążyłem nakręcić prawie 55 kilometrów.
13°C, ale z silnym wiatrem ponad 30 km/h.
Średnie tempo: 2:24 na km.
27.XII
Pora na długą trasę. Niecałe 120 km.
Po wolnym dniu i krótkiej przejażdżce w sobotę byłem wypoczęty. Do tego stopnia czułem się pewnie, że postanowiłem przy okazji odbić KOM na pobliskim segmencie, który ktoś mi zabrał dzień wcześniej. (KOM, czyli King of the Mountain dostaje się za najlepszy wynik na jakimś odcinku, najczęściej podjeździe).
Na szczęście później przyszło opamiętanie i starałem się trzymać tempo w okolicach 2:30, żeby jak najwięcej sił zostawić na następne dni. Unikałem też dolnego chwytu na “baranku”, żeby oszczędzać plecy.
Jechało się przyjemnie: 7°C, umiarkowane zachmurzenie i lekki wiatr.
Po jeździe mycie roweru i smarowanie łańcucha. Nogi bolały, ale po rozciąganiu i kąpieli było ok.
Średnie tempo: 2:29.
28.XII
Wiedziałem, że zostały mi dwa dni jazdy. Miałem dwie możliwości. Na poniedziałek wziąć krótszą trasę i wypocząć trochę przed ostatecznym wysiłkiem, albo pojechać ile się da i na zimny wtorek zostawić sobie tylko końcówkę. Wybrałem drugą opcję. 120 km.
Znowu starałem się jechać spokojnie i oszczędzać siły. Niewiele to dało. Ostatnie 30 kilometrów było tylko walką o przetrwanie. Na podjazdach kończyły mi się przełożenia.
Gdy dojechałem do domu, nie byłem przekonany, czy następnego dnia dam radę wsiąść na rower, nawet na krótką trasę poniżej 60 kilometrów. Bolało mnie całe ciało, może poza głową. Rozciąganie i kąpiel za wiele nie pomogły.
Ponownie 7 stopni, ale wiatr, choć lekki, był zimny i nie ułatwiał sprawy.
Średnie tempo: 2:47.
29.XII
Ostatnie kilometry Festive 500.
Nogi rano bolały prawie tak samo, jak poprzedniego wieczora. Zero stopni, z temperaturą odczuwalną w okolicach -6°C. Gdy otworzyłem drzwi i poczułem na łydkach zimny wiatr, zacząłem się zastanawiać, czy w ogóle wychodzić z domu. W ruszeniu się pomogła mi świadomość, że moja Żona w tym momencie biega gdzieś po polnych drogach.
Wiedziałem, że z każdą godziną ma być zimniej, więc spiąłem się i uruchomiłem rezerwy, by uwinąć się jak najszybciej. Ruszyłem ostro i trzymałem przyzwoite tempo przez jakieś 30 kilometrów. Potem była już tylko walka z wiatrem, zmęczeniem i zamarzającymi palcami u nóg (neoprenowe ochraniacze na buty przestały wystarczać).
Średnie tempo: 2:36
Po Pięćsetce
W tej chwili jestem w lepszym stanie, niż się spodziewałem. Jestem zmęczony, a nogi i plecy bolą, ale da się wytrzymać. Nie planuję wsiadać na rower przez jakiś tydzień, więc do tego czasu wszystko minie. A satysfakcja znacznie przywyższa wyczerpanie.
Przejechałem 507 kilometrów w 6 dni. Spędziłem na siodełku ponad 20 godzin. Podjechałem prawie półtora kilometra w górę. Zjadłem 21 batonów. Wypiłem 7 bidonów herbaty.
Pokonałem Festive 500 mimo tego, że zacząłem jeździć niecałe pół roku wcześniej. Pierwszą trasę 100+ zaliczyłem dopiero 13 września, a zanim porwałem się na F500, przejechałem tylko 6 takich tras.
Hmmm… teraz gdy to piszę, to zaczyna mi się to wydawać nieco nieodpowiedzialne :) Może pora przestać pisać i wrzucić kilka zdjęć, które zrobiłem po drodze.





Dodaj komentarz