Jak zostałem komunistą i złodziejem

Miniaturka do wpisu opisującego manifestację w Warszawie. Na zdjęciu tłum ludzi z flagami.

Pojechałem 12 grudnia do Warszawy i poszedłem w marszu organizowanym przez Komitet Obrony Demokracji.

Dlaczego?

Nie dlatego, że jestem fanem KOD-u. Patrzę na nich z nieufnością, wyczuwając lekki histeryczno-mesjanistyczny odwał. Ale demonstrację zorganizowali pierwsza klasa i za to należy im się szacunek.

Nie pojechałem do Warszawy, dlatego że głosowałem na partię stojącą za którymś z polityków idących w pierwszym rzędzie. Nie dostała mojego głosu Nowoczesna, bo wystarczyła mi jedna Platforma. Nie głosowałem na ZLEW, bo kurde, Miller? Nie dostała go też PO (mimo że głosowałem na nich wcześniej, najpierw z przekonania, później jako mniejsze zło).

Z mojego miejsca w pochodzie nie było widać nikogo z polityków i nie było słychać ich przemawiania. Szedłem ze zwykłymi ludźmi z całego kraju, którzy postanowili przejść się w ten mżysty grudniowy dzień po Warszawie, by pokazać, że są.

Ja też pojechałem pokazać, że jestem. I że mi smutno. Ten smutek narastał już jakiś czas. Nie byłem szczęśliwy po wyborach, ale sobie wytłumaczyłem, że stało się ok, bo PO dostała po nosie, a Kaczyński szybko przypomni wszystkim zapominalskim, dlaczego stracił władzę osiem lat temu. Przeczekamy do następnych wyborów i  będzie lepiej. Zakładałem, że będziemy mieli mniej więcej to, co za Platformy + smoleńsko-religijno-martyrologiczny odjazd. Okazało się, że sam nie pamiętałem tego co było, i nie miałem pojęcia co może się stać.

Smutno robiło mi się, gdy słyszałem o likwidacji gimnazjów, gdy dopiero co zaczęły sensownie działać. Gdy mówili o cofnięciu sześciolatków do zerówek. O planach rżnięcia Puszczy Białowieskiej. Gdy ułaskawili Kamińskiego. Gdy skrócili program dofinansowania in vitro. Gdy robili dobrze Rydzykowi na urodzinach Radia Maryja. Gdy wstawili Macierewicza do MON-u. Gdy zabrali się za Trybunał Konstytucyjny, i tak już nadwyrężony kombinacjami PO.

Pewnie powinienem się raczej złościć, ale byłem tylko smutny. A gdy w piątek poczułem, że mam dosyć, kupiłem bilety. Miałem nadzieję, że gdy zobaczę na żywo, chociaż kilka setek, a może i kilka tysięcy ludzi, którym się też to wszystko nie podoba, to poczuję się lepiej.

Na żywo, a nie jako lajki czy szery na fejsie.

Z zapasówki na nasz maszt przed domem i rozsuwanego trzonka od mopa zrobiłem sobie flagę. Przygotowałem kanapki, termos z herbatą i w sobotę o 6:16 wsiadłem do pociągu z Nakła do Warszawy.

Byłem pod Trybunałem dość wcześnie, trochę po jedenastej. Po jednej stronie ulicy zbierali się ludzie, w centrum głównie z flagami KOD, po brzegach dominowały polskie i unijne. Po drugiej rozłożyli się goście z Ruchu Kontroli Wyborów. Mieli niezłe nagłośnienie i puszczali jakiś nacjonalistyczny hip-hop. Naliczyłem ich około pięćdziesięciu.

IMG_20151212_113607

Stanąłem z boku i patrzyłem, jak ze wszystkich stron napływają ludzie. Z transparentami na prześcieradłach i kartonach. Z małymi i dużymi flagami osadzonymi na zaimprowizowanych drzewcach z kijów od mioteł czy rurek PCV. Starzy i młodzi. Kobiety i mężczyźni. Często z dziećmi na ramionach czy w wózkach.

Uśmiechnięci.

Aż mi oczy wilgotniały, jak tak stałem między nimi.

IMG_20151212_120402

Co chwilę byliśmy proszeni, by się przesunąć w stronę placu Unii Lubelskiej, bo od strony Litewskiej i placu Na Rozdrożu napływają kolejni ludzie i nie mieszczą przed Trybunałem. W końcu chyba przestaliśmy mieścić się na Szucha.

Ostatecznie z czerwonego double-deckera, z którego miano przemawiać widziałem tylko kawałeczek dachu. Po jego drugiej stronie też zbierali się ludzie. Nie byłem w stanie zobaczyć ani jednego, ani drugiego końca tłumu.

Nie słyszałem ani jednego słowa z przemówień. Słyszałem za to rozmowy między ludźmi. Słyszałem okrzyki wznoszone przez spontanicznych “wodzirejów” i podchwytywane przez okolice. Słyszałem, jak każde hasło skandowane przez narodowców, jest zagłuszane przez masę trąbek.

“Nie islamska, nie laicka” TRUUUUU!!! “Wczoraj Moskwa, dziś Bruksela” TRUUUUU!!! “Raz sierpem, raz młotem” TRUUUUU!!!

Robiło mi się lepiej. Patrzyłem na masę biało-czerwonych i niebieskich flag. Przestawałem być smutny. Uśmiechałem się, gdy widziałem babcie z trąbkami. Dzieciaki z flagami. Nazwy miast z całej Polski wypisane na transparentach.

IMG_20151212_120258

A potem ruszyliśmy. Powoli. Nie wiem ile osób było przed nami, ile za nami. Oceniam, że przed Trybunałem byłem gdzieś w 2/3 pochodu. Później trochę nadrobiłem i mogłem dojść w okolice środka.

Spotkałem kolegę z klasy licealnej z ekipą (pozdrowienia!), bardziej doświadczeni w temacie manifestacji dzielili się pomysłami na “niezbędnik demonstranta”.

Gdy czoło pochodu doszło pod Sejm i powstały te zdjęcia pokazujące garstkę ludzi, którymi tak jarają się prawaki, my byliśmy jeszcze w Alejach Ujazdowskich.

IMG_20151212_141113

Przed Sejmem jedyny dla mnie zgrzyt tego dnia: Roman Przystawka Giertych skandujący “precz z Kaczorem”.

Gdy szliśmy Nowym Światem, chyba jeszcze przed Świętokrzyską, a może i przed Ordynacką, zaczęliśmy spotykać ludzi z flagami wracającymi sprzed Pałacu Prezydenckiego. Zdążyli tam dojść, pokrzyczeć i rozejść się, by zrobić miejsce dla nas.

IMG_20151212_150021553

Gdy doszliśmy pod Pałac, straż marszu prosiła o przesuwanie się w stronę Starego Miasta, bo Krakowskim Przedmieściem szła jeszcze masa ludzi, którzy też chcieli poskandować różne hasła panu Prezydentowi.

IMG_20151212_150001

Trzy i pół kilometra szedłem prawie dwie godziny. Nie mam pojęcia, kiedy pod Pałac Prezydencki dotarli ostatni manifestujący, bo ruszyłem w stronę dworca PKP.

Zjadłem hamburgera, wsiadłem do pociągu i wróciłem do domu. Z Bydgoszczy odebrała mnie Żona. W domu byłem w okolicach 21:30. Wykończony, uboższy o 150 złotych, ale szczęśliwy.

Było niesamowicie. Największe wrażenie robiła oczywiście masa ludzi. Mimo tłumu był niezwykły spokój. Tak, większość osób skandowała hasła, sporo osób hałasowało trąbkami, bębenkami, dzwonkami i czym kto miał. Ale nikt nie rozrabiał. Nikt niczego nie niszczył, nie przewracał. Nie odpalał rac. Ludzie ze sobą rozmawiali. Część po prostu tylko szła, z flagami i bez. Żeby być.

Nie licząc zagłuszania i okrzyków “chodźcie z nami”, nie zauważyłem innej interakcji z narodowcami. Nawet lotna trzyosobowa brygada z transparentem o Jaruzelskim (serio, chyba pomylili manifestacje) została całkowicie zignorowana, gdy gdzieś przy skręcie z Ujazdowskich w Piękną utknęła w środku naszej kolumny.

Nie widziałem i nie słyszałem żadnego hasła przeciwko zwolennikom PiS. Nikt ich nie wyzywał, nie obrażał. Wszystkie napisy i okrzyki były skierowane przeciwko Kaczyńskiemu i jego świcie: Dudzie, Kempie czy Szydło.

***

A następnego dnia pan Prezes raczył powtórzyć hasło, które skandowali narodowcy z RKW. Tak panie Prezesie, to nie “warszawska ulica” krzyczała w sobotę “Cała Polska z was się śmieje komuniści i złodzieje”, ale grupka kilkudziesięciu nacjonalistów. 

Wolę być “komunistą i złodziejem” z ludźmi, z którymi maszerowałem w sobotę, niż nim nie być w towarzystwie pana i pańskich kolegów.

2 odpowiedzi na „Jak zostałem komunistą i złodziejem”

  1. Awatar derfel cadarn
    derfel cadarn

    no tak , przeciez nawoływanie do zabicia kaczyńskiego jest ok

    1. Awatar Łukasz Horodecki

      Nie widziałem “nawoływania do zabicia kaczyńskiego”.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *