Uwaga: ten wpis powstał dawno temu. Istnieje spora szansa, że nie odzwierciedla obecnych poglądów i opinii autora.
Na flickr.com wrzucił(a) da.killa
Najwyraźniej próbowano przekupić mnie i za pomocą prezentów zmienić moje nastawienie do świąt, bo dostałem więcej paczek niż ktokolwiek inny w rodzinie. :)
Nastawienie do świąt się nie zmieniło, mimo że prezenty były naprawdę wypasione – takie jak ta książka, która jest tematem tego wpisu.
“Pink Floyd. Moje wspomnienia” Nicka Masona to lektura obowiązkowa dla każdego fana Pink Floyd. Historia zespołu opowiedziana od środka i masa zdjęć to wystarczające powody, by po nią sięgnąć, a na dodatek dobrze się to czyta.
Jedyny minus, to jej długość. Mogłaby być przynajmniej tak długa, żeby starczyła na równoległe przesłuchanie dyskografii Pink Floyd, a mimo oszczędzania i przerw w czytaniu (ale nie słuchaniu) skończyła mi się gdzieś na początku “The Final Cut” :)
Jak dla mnie “Final Cut” to właściwe miejsce, dalej nie ma sensu PF słuchać, a całe ich zejście po latach to już (o sobie rzecz jasna mówię) muzyka bez tej głębi jaka była na wszystkich wczesnych, kultowych płytach.
“Learning To Fly” czy “High Hopes” też są przyjemne, a i “Pulse” można posłuchać.
Meak, nie zgodzę się z Tobą. Płyta “Momentary laps of reason” to (można to tak określić) powrót do korzeni. IMO również dobra płyta Floydów.
Moze tez zaczne krecic na swieta i dzieki temu bede wiecej prezentow dostawal :D