Uwaga: ten wpis powstał dawno temu. Istnieje spora szansa, że nie odzwierciedla obecnych poglądów i opinii autora.
Notka z offline’u, sprzed paru godzin.
Właśnie mijają 24 godziny od momenty, w którym siadła nasza linia telefoniczna. Co oznacza również odcięcie od Internetu. Musze przyznać, że ciężko mi z tym. Co innego gdy wyjeżdżam gdzieś i wiem, że przez kilka dni nie będę miał dostępu do sieci – mogę się nastawić i nie ma problemu. A takie nagłe całkowite odseparowanie od Jabbera, poczty, Usenetu czy WWW sprawia prawie fizyczny ból.
Tak, jestem internetoholikiem…
Wstań, powiedz "nie jestem sam"… ;)
Ależ ten internet uzależnia…
Pierwszy etap walki z chorobą to przyznanie się do niej … gratuluje ;)
Miałem tak przez dobre dwa tygodnie. Ale się nie nudziłem, więc o swoim uzależnieniu do internetu przekonam się (niehybnie) przy innej okazji ;)
Życzę szybkiego powrotu do normalności, w każdym razie :)
Argh, tym razem to literówka: nieCHybnie :D