Uwaga: ten wpis powstał dawno temu. Istnieje spora szansa, że nie odzwierciedla obecnych poglądów i opinii autora.
A oto jak wygląda weekend da.killi w sezonie (wersja hardcore):
Właśnie skończyliśmy dzisiejszą (wczorajszą) pracę – sprzątnęliśmy po imprezie, a ja zrobiłem zwroty prasy. Pora do łóżka. O czwartej czeka mnie pobudka, ale tylko na kwadrans – przyjeżdża pieczywo i muszę przyjąć je “na sklep”. Potem sen do piątej trzydzieści – wyłożenie pracy i otworzenie sklepu. Może uda mi się po tym zdrzemnąć, ale nie za długo – o dziesiątej zaczyna się turniej, a trzeba jeszcze pole przygotować. W czasie turnieju szykowanie poturniejowego posiłku i bieganie po polu z aparatem (o właśnie – muszę naładować akumulatorki). Po turnieju szybkie sprzątanie i parę godzin do następnej imprezy na przygotowanie sali i jedzenia. Dobrze, że większość zrobiliśmy dzisiaj. Po imprezie oczywiście nocne sprzątanie. W niedzielę znowu impreza, na szczęście tylko kilkanaście osób. Ale pewnie do tego przyjadą golfiści, którzy chcieliby coś zjeść.
W poniedziałek będziemy wyglądać jak banda zombie…
Ciekawe, czy jutro znowu pierwszy (i jedyny, oczywiście) posiłek zjem późnym wieczorem?
Byle do listopada…
A co z nocną fuchą (tym webmasterstwem)? Bliżej już końca niż początku?
Bliżej końca, ale nie mam kiedy siąść nawet do tego… :/
Zrób wszystko, żeby jeść śniadanie. Pierwszy posiłek jest najważniejszy, rusza przemianę materii.
Po całym dniu niejedzenia skołowaciały organizm nawet jedną kanapeczkę na razowych chlebie wtłoczy w biodra, na zapas.
Poza tym cieszę się, że się kręci, interes. :)
dakilla – przynajmniej masz rece pelne roboty i na bezrobocie nie mozesz narzekac ;)