Uwaga: ten wpis powstał dawno temu. Istnieje spora szansa, że nie odzwierciedla obecnych poglądów i opinii autora.
Nigdy nie przepadałem za No doubt – od ich hiciora “Don’t speak” po ich hiciora “It’s my life”. Nie dość, że te kawałki mnie drażniły, to jeszcze odpychało mnie to ichnie babsko w charakterze wokalistki. Dlatego ze zdziwieniem stwierdziłem, że “What you waiting for” lansujący solową płytę tejże właśnie Gwen Stefani wpadł mi w ucho. Wpadłem całkowicie, gdy zobaczyłem teledysk – duży plus za fajnie wykorzystane motywy z “Alicji w krainie czarów”.
Poddałem się. Przesłuchałem całą płytę. Raz, drugi, dziesiąty, kilkunasty, kilkudziesiąty… i nie żałuję. Naprawdę znakomita płyta – dawno nie słyszałem tak dobrego popu. Muzyka doprawiona troszeczkę rockiem, troszeczkę hiphopem i sporą garścią elektroniki. Do tego duety – z Eve czy z Benjaminem Andre. Nawet balladowe kawałki da się wytrzymać :)
Dodaj komentarz