Uwaga: ten wpis powstał dawno temu. Istnieje spora szansa, że nie odzwierciedla obecnych poglądów i opinii autora.
Jaskółka czarny sztylet, wydarty z piersi wiatru
Nagła smutku kotwica, z niewidzialnego jachtu
Katedra ją złowiła w sklepienia sieć wysoką
Jak śmierć, kamienna bryła, jak wyrok na prostokąt.Jaskółka błyskawica w kościele obumarłym
Tnie jak czarne nożyce lęk, który ją ogarniaJaskółka siostra burzy, żałoba fruwająca
Ponad głowami ludzi, w których się troska błąka
Jaskółka znak podniebny, jak symbol nieuchwytna
Zwabiona w chłód katedry, przestroga i modlitwaNie przetnie białej ciszy pod chmurą ołowianą
Lotu swego nie zniży nad łąki złotą plamą
Przeraża mnie ta chwila, która jej wolność skradła
Jaskółka czarny brylant wrzucony tu przez diabłaNa wieczne wirowanie, na bezszelestną mękę
Na gniazda nie zaznanie, na przeklinanie piękna
Przedwczorajsze znalezienie jaskółki wywołało u mnie gwałtowna potrzebę posłuchania tej piosenki Stana Borysa. I od razu wróciły wspomnienia. To chyba jeden z ważniejszych, bardziej znaczących utworów na mojej “ścieżce duchowej”. Teraz mi się chce z tego śmiać, ale na etapie licealnych rozterek, bólu świata, dołów i euforii, poszukiwań i zaglądania w siebie ta piosenka *), razem ze świecami i księgą Koheleta (sic!) służyła mi do samodołowania. :)
Ach jaki ja byłem rozdarty i skłócony ze światem…. taki ze mnie wrażliwy młodzieniec był… :)
*) Jeżeli dobrze pamiętam, to z analogowej płyty “Opole ’76”. Do tej pory “Jaskółka…” kojarzy mi się z gramofonowymi trzaskami…
Dodaj komentarz