Niedawno w fediwersum „poskarżyłem” się, że wychodzi tak dużo fajnej muzyki, że aż nie mam kiedy jej słuchać. Dzisiaj postanowiłem się z wami nią podzielić. Ze wszystkich płyt, które grają mi w kółko, wybrałem cztery ulubione, które w tej chwili wydają się pewniakami do tegorocznego Top 10.
Podróż do Małego Biurka
Zanim przejdę do samych albumów, najpierw trochę ględzenia wprowadzającego. O tym, że większość nowej muzyki odkrywam dzięki amerykańskiej radiostacji NPR, pisałem już we wspisie poświęconym Alisie Amador i Rose Cousins, ale nie opowiedziałem, jak odkryłem samo NPR.
Zaczęło się chyba od ścieżki dźwiękowej do filmu „O Brother, Where Art Thou?”, którą od dawna uwielbiam. Kiedyś przy słuchaniu tej płyty naszło mnie pytanie: czy są jakieś zespoły grające bardziej współczesne wersje takiej muzyki?
Po wrzuceniu w wyszukiwarkę „modern bluegrass bands” znalazłem Punch Brothers i Nickel Creek.
Ostatnia płyta Nickel Creek zatytułowana „Celebrants” zajęła drugie miejsce na mojej liście ulubionych albumów 2023.
W wynikach dla obu kapel wysoko były ich koncerty właśnie w NPR. Zaciekawiony sprawdziłem o co chodzi z tymi występami w środku redakcji zamiast studia nagrań i tak dowiedziałem się o Tiny Desk Concerts.
W obu tych zespołach grał na mandolinie i śpiewał ten sam człowiek, Chris Thile, co było impulsem do sprawdzenia innych jego występów i powiązań, dzięki czemu poznałem sporo ciekawych artystów. Nie tylko z okolic bluegrassu, ale różnych zakątków folku, czy ogólnie americany.
Między nimi były Aoife O’Donovan i Sarah Jarosz, które razem z Sarą Watkins z Nickel Creek tworzyły trio I’m With Her. Ich album „See You Around” to jedna z moich ulubionych płyt, a do nagranego z Paulem Kowertem coveru piosenki „Send My Love (To Your New Lover)” Adele wracam, gdy szukam przypomnienia, że nie cały świat jest do dupy. Trzy głosy i kontrabas to wszystko, czego mi trzeba.
Cała trójka ma za sobą po kilka Tiny Desk Concerts w różnych składach, w tym oczywiście wspólny.
Sarah Jarosz, „Polaroid Lovers”

Czekanie na kolejny album I’m With Her umilają mi płyty, które Sara, Sarah i Aoife wydają solo, lub z różnymi projektami. Jak wspominałem, w zeszłym roku zasłuchiwałem się w płycie Nickel Creek z Sarą Watkins, a w tym roku reszta zespołu wydała swoje nowe nagrania.
Już w styczniu wyszła płyta „Polaroid Lovers” Sary Jarosz. Nazwisko polskie, tak jak i korzenie artystki, ale jego wymowa zamerykanizowana – „dżaros”.
„Polaroidowi kochankowie” to nietypowy album w karierze Jarosz, która wcześniej poruszała się w okolicach bluegrassu i folku (polecam zwłaszcza płyty „Build Me Up from Bones” i „Undercurrent”), a tym razem zapuściła się w bardziej popularne obszary, zahaczając o pop i rock (w jego countrowym wydaniu).
Jako pierwszy singiel z tej płyty usłyszałem „When The Lights Go Out”, z którego pochodzi tytuł całego albumu.
In a dream we were polaroid lovers
In the deep where the edges don’t lie
You and me fading into each other
Przyznaję, że nie byłem do końca on board z tym nowym kierunkiem. Owszem, piosenka się mi wkręciła, ale nie byłem przekonany. Trochę uspokoił mnie utwór „Columbus & 89th”, w którym Sarah opowiada o tęsknocie za mieszkaniem w NYC. A potem usłyszałem jak na początku „Jealous Moon” pianino otwiera drogę dla rockującej perkusji i gitary, na co Sarah wchodzi z wokalem i wiedziałem, że będzie dobrze.
Po wielu, wielu przesłuchaniach moim ulubionym utworem jest „Runaway Train”, kapitalny bop, który trochę kojarzy mi się z Shanią Twain.
Wyszła bardzo sympatyczna płyta, która może zdobyć Jarosz nowych fanów, spoza jej dotychczasowych kręgów.
Aoife O’Donovan, „All My Friends”

Jak już wspomniałem, Aoife O’Donovan to koleżanka Sarah z I’m With Her, a w zeszłym roku jej album „Age of Apathy” załapał się do honorowych wzmianek, omijając główne zestawienie tylko przez premierę w 2022, nie 2023.
Nowa płyta zatytułowana jest „All My Friends” i wyrosła z zamówienia złożonego przez Orlando Philharmonic Orchestra na pięć utworów mających upamiętnić przypadającą w 2020 roku setną rocznicę 19. poprawki do amerykańskiej konstytucji, przyznającej kobietom prawo głosowania.
Aoife skupiła się na postaci Carrie Chapman Catt, sufrażystce, założycielce League of Women Voters i International Alliance of Women. Do napisania tekstów wykorzystała przemówienia i listy Catt, a także jeden z listów, które do Catt napisał prezydent Woodrow Wilson.
Troszkę bałem się, że z takiego materiału wyjdą może ciekawe tekstowo, ale mało przystępne piosenki. Na szczęście O’Donovan ma dobrą rękę do takich rzeczy i „All My Friends” słucha się znakomicie, także dzięki wparciu przez kwartet dęty The Westerlies, orkiestrę The Knights oraz San Francisco Girls Chorus.
Wydarzenia sprzed stulecia są dla Aoife okazją do refleksji na teraźniejszością i tym, jaki świat zostawi swojej córce. W zaśpiewanym z Anaïs Mitchell „Over The Finish Line” mówi:
I became a mother, trying to figure it out
Everything fills me with dread
What’ll we leave her? Words stick in my mouth
I hear your voice in my head
What is this democracy?
Carrie, I fear that we’ve made our beds
Ostatnią piosenką na płycie jest „The Lonesome Death of Hattie Carroll”, cover piosenki Boba Dylana, której muszę się przyznać, że wcześniej nie znałem. Nadrobiłem te zaległości, żeby móc porównać wersję O’Donovan i myślę, że wyszło całkiem nieźle. Nie słychać tu gniewu, jak u Dylana, ale ten kontrast opisu zabójstwa z 1963 oraz następującego procesum z melodią utworu, jest tutaj jeszcze bardziej podkreślony przez aranżację na orkiestrę, która brzmi jak prosto z towarzyskiej imprezy, na której bawił się zabójca Hattie Carroll.
Rozpoczynający piosenkę fragment „Battle Hymn of the Republic” (u nas znanego raczej jako „Glory, Glory Hallelujah”) wraca potem w zniekształconej wersji prowadząc do ogłoszenia wyroku. Utwór i album zamyka sama Aoife śpiewając
Oh, but you who philosophize disgrace and criticize all fears
Bury the rag deep in your face
For now’s the time for your tears
Sierra Ferrell, „Trail of Flowers”

Rankiem 12 marca, gdy premierę miał album „All My Friends” miałem nielichą zagwozdkę, bo równocześnie wyszła nowa płyta Sierry Ferrell i musiałem zdecydować, której z nich posłuchać jako pierwszej. Wybrałem w końcu Aoifę O’Donovan, zakładając że płyta Sierry będzie dużo bardziej rozrywkowa i pasuje „na deser”. Miałem rację.
Kim w ogóle jest autorka „Trail of Flowers”? Ferrell jeszcze niedawno grała na ulicach, sprzedając przy tym samodzielnie nagrane płyty. W ciągu paru lat przeskoczyła z buskowania od Seattle po Nowy Orlean, na słynną scenę Grand Ole Opry w Nashville, a jej pierwszy wydany przez studio album „Long Time Coming” (z fantastyczną piosenką „The Sea”) był jednym z najczęściej odtwarzanych przeze mnie w 2022.
Sierra gra muzykę z okolic folku, country i bluegrassu, śmiało sięgając po jazz czy swing. Brzmi bardzo old-timey, przywodząc na myśl pierwszą połowę dwudziestego wieku, a jej sceniczny image określiłbym jako alternatywna artystka rewiowa spotyka cowgirl.
„Fox Hunt”, największy przebój z nowej płyty (o ile wierzyć licznikom odsłuchań na Spotify), mnie nie powalił. Nie wiem, czy wpłynęła na to moja niechęć do polowań, czy rzeczywiście w porówaniu z resztą albumu brzmi, jak prosty kawałek z potupajki w stodole.
Za to pozostałe single, jak i cała reszta „Trail of Flowers” bardzo mi się wkręciły, nawet piosenka o… gotowaniu świńskich flaków, czyli „Chittlin’ Cookin’ Time In Cheatham County”. Tak, czasem nie warto sprawdzać znaczenia tekstów.
Moim ulubionym momentem „Trail of Flowers” jest „I Can Drive You Crazy”, gdzie przygrywając sobie na skrzypkach Sierra śpiewa, że może nie zna się na wielu rzeczach, ale potrafi doprowadzić do szaleństwa.
Nie wiem, czy skrzypki to poprawny polski odpowiednik angielskiego słowa fiddle, oznaczającego skrzypce używane na sposób charakterystyczny dla folku czy bluegrassu, w kontraście do klasycznej gry na violin, ale postanowiłem się go tu trzymać.
Ferrell zdecydowanie jest w tej chwili jedną z moich ulubionych artystek. Do tego stopnia, że zastanawiałbym się nad przełamaniem niechęci do bywania wśród ludzi, gdyby przyjechała na koncert do Polski.
Różne wykonawczynie, „My Black Country. The Songs of Alice Randall”

Gdy w sieci zobaczyłem plotkę, że Beyoncé nagrywa album country mocno się zdziwiłem, ale zaraz potem zacząłem się nakręcać. Wyobraziłem sobie połączenie country z R&B oraz popem i spodobała mi się ta wizja. Tym bardziej, że akurat byłem świeżo po obejrzeniu materiału, w którym Rhiannon Giddens opowiadała o afrykańskich korzeniach banjo, tak kluczowego dla country, bluegrassu i całej reszty amerykańskiego folku.
O Giddens wspominałem już na silva rerum przy okazji pisania o muzyce w Red Dead Redemption 2, a jej album „You’re the One” otrzymał honorową wzmiankę w Top10 roku 2023.
Po wyjściu pierwszego singla, zatytułowanego „Texas Hold’em” było mi żal, że taki banger nie dostał lepszego tekstu, ale że noga sama przy tym tupała, to nie marudziłem i czekałem na więcej.
I się nie doczekałem, bo za dużo tego country na „Cowboy Carter” nie ma, a na pewno nie tyle i nie takie, jak oczekiwałem. To po prostu płyta Beyoncé, która do nowego albumu inspiracje wyciągnęła z muzyki amerykańskich korzeni. Nie to, co sobie wyobrażałem.
Za to dwa tygodnie po premierze albumu Beyoncé dostałem to, czego chciałem od „Cowboy Carter”, a nawet więcej. Tego dnia wyszła płyta „My Black Country” na której grupa czarnych artystek zaśpiewała piosenki Alice Randall. Randal od lat tworzy utwory dla różnych wykonawców, a jej „XXX’s and OOO’s (An American Girl)” w wykonaniu Trishy Tearwood była pierwszą piosenką napisaną przez Afroamerykankę, która została numerem jeden na listach country.
Sama Randall tak powiedziała o płycie:
Because all the singers of my songs had been white, because country has white-washed black lives out of country space, most of my audience assumed the stars of my songs were all white. I wanted to rescue my Black characters. This album does that; it centers black female creativity, but it welcomes co-creators and allies from a myriad of identities. This is the good harvest: abundant love and beauty for all.
O albumie dowiedziałem się dzięki śledzeniu wspomnianej już Rhiannon Giddens, której poruszająca wersja „The Ballad of Sally Anne” (oryginalnie wykonywanej przez New Nashville Cats) była pierwszym singlem z płyty „My Black Country”, który usłyszałem.
Oryginalnie wykonywana w dużo szybszym tempie dyktowanym przez perkusję i skrzypki, u Rhiannon ta ballada o linczu na tle rasowym wybrzmiewa wyraźniej i dosadniej w towarzystwie jej banjo.
Od razu chciałem więcej i więcej, na szczęście wytwórnia Oh Boy Records udostępniła też kapitalne „Went for a Ride” Adii Victorii.
O ile te dwa utwory brzmią bardzo country, to po wyjściu płyty okazało się, że jest zdecydowanie bardziej zróżnicowana. Wspomniana wyżej piosenka „XXX’s & OOO’s” w wykonaniu Caroline Williams, córki Alice Randall, jest melorecytacją z funkującym tłem, „Girls Ride Horses” wykonuje duet SistaStrings, grając na skrzypcach i wiolonczeli, a „Who’s Minding the Garden” o ekologicznym przesłaniu, brzmi jak wyrwana z filmu Disneya.
Reszta roku musiałaby być naprawdę fenomenalna muzycznie, żeby pozbawić „My Black Country” miejsca w moim Top3 albumów 2024.
Wizje o Zmierzchu
Pozostałe nowe płyty, których sporo słuchałem ostatnio to „Visions” Norah Jones oraz „Dusk” Gaby Moreno. Obie to bardzo solidne pozycje do wieczornego chillowania, zwłaszcza jeżeli lubicie miękkie kobiece wokale. Polecam.
Jest jeszcze jeden album, któremu chyba też chciałbym poświęcić trochę miejsca, więc zostawiam go sobie na inny wpis, ten jest już wystarczająco długi.

Dodaj komentarz