Uwaga: ten wpis powstał dawno temu. Istnieje spora szansa, że nie odzwierciedla obecnych poglądów i opinii autora.
To pierwszy wpis na “silva rerum” po aktualizacji silnika napędzającego blog, czyli WordPress do wersji 2.7. Upgrade poszedł sprawnie, wtyczki pracują dalej, bazy nie zeżarło i wszystko wydaje się działać. Jeżeli zauważycie coś niepokojącego (to, że w końcu coś tu pisuję się nie liczy :P) to dajcie znać, a będę bardzo wdzięczny.
Wersji 2.7 używam od czasu drugiej lub trzeciej bety na nowej stronie pola golfowego, którą od jakiegoś czasu próbuję wymęczyć, więc miałem okazję zapoznać się z nowinkami i właśnie dlatego nie mogłem się doczekać oficjalnego wydania. Jeszcze niedawno byłem przekonany, że praca na WordPressie z serii 2.6 to przyjemność i wygoda, ale gdy przeskoczyłem kilka razy na niego po dłuższym kontakcie z 2.7, to miałem wrażenie jakiegoś zacofania i paskudnej niewygody.
Jeżeli nie wierzycie, że jedno wydanie może tak znacząco podbić używalność silnika blogowego, to zapraszam na film:
Moje ulubione ficzery to możliwość dostosowania dashboardu i ekranu edycji do włąsnych upodobań – blogowanie dzięki temu stało się jeszcze wygodniejsze. Oczywiście aktualizacja wbudowana w silnik czy instalacja wtyczek bez zabawy z ftp też są fajne, tak samo jak nowe menu czy zarządzanie komentarzami… Ech, dużo dobrego dali :)
Przy okazji: ostatnio ekipa WordPress stara się mocno w temacie klipów promujących soft. Poprzedni, zapowiadający wydanie 2.7, też miał co nieco z trailera filmowego:
“This time, it’s personal” :)
Wszystkich WordPressowców zachęcam do aktualizacji, a pozostałych bloggerów do oglądania filmów i cichutkiego jęku zazdrości: “ech… gdyby moja platforma blogowa tak wyglądała i działała…” :p
Dodaj komentarz