Uwaga: ten wpis powstał dawno temu. Istnieje spora szansa, że nie odzwierciedla obecnych poglądów i opinii autora.
Tak, kupiłem :) Zdecydowałem się ostatecznie na HP nx6310 EY501ES, informacje, o którym dostałem od Pawła Majczyka z wrocławskiej firmy Triada PC. Pawle, serdecznie Ci dziękuję za podpowiedź!
Dziękuję też wszystkim, którzy w komentarzach do laptopowych wpisów udzielali mi rad — naprawdę jestem wdzięczny za Waszą pomoc!
Laptopek jest całkiem wypasiony, jak na moje potrzeby oczywiście. Dwurdzeniowy procesor Intel Core Duo T2050 1,6 GHz w połączeniu z 1,5 gigabajta pamięci RAM (zaszalałem i dołożyłem gigabajtową kostkę) daje moc, o jakiej mój desktop może tylko pomarzyć. Wreszcie mogę mieć GNOME z wszelkimi przyległościami i bajerami — np. nie muszę rezygnować z Beagle :)
Osiemdziesięciogigqabajtowy dysk SATA, kręcący się z prędkością 5400 rpm mieści w tej chwili Windows XP Home PL, Fedorę 5 i SUSE 10.1. Pojawi się też oczywiście Mandriva, najpewniej po wyjściu wersji 2007.0, czyli całkiem niedługo. Fedorę (nie sprawdziła się) zastąpi najprawdopodobniej Ubuntu, jeżeli instalator z LiveCD okaże się nieco bardziej skłonny do współpracy od tego tekstowego z normalnej instalki (zawiesił się).
Dlaczego Fedora wypada z dysku? Podpadła od początku. Najpierw zraziło mnie to, że przed odpaleniem klikanego instalatora musiałem coś wybrać w trybie tekstowym. Fuj. Potem źle rozpoznała moją matrycę, nie uruchomiła dźwiękówki i zignorowała zupełnie kartę WiFi. No i domyślny zestaw ikon jest wyjątkowo obleśny. Fuj po raz drugi.
A dlaczego SUSE zostaje? Nie tylko zostaje, ale i najprawdopodobniej pozostanie moim podstawowym systemem na laptopie! Tak, tak! Przede wszystkim SUSE 10.1 urzekło mnie wyglądem — graficy wykonali masę świetnej pracy. Od bootsplasha, przez tapety po totalne “utangowienie” – wszystko wygląda naprawdę fantastycznie.

Gdy wieki temu używałem przez chwilę którejś z wersji w okolicach dziewiątki odrzuciły mnie od SUSE KDE-centryczność i nieciekawy wygląd. To, że Yast, mimo że udawał klikany konfigurator kilka razy zaproponował mi ręczną edycję pliku też nie pomagało :)
Przejęcie distro przez Novella bardzo pomogło w rozwoju. Na każdym kroku widać dopracowanie — susłowe narzędzia konfiguracyjne są popodczepiane pod gnomowe, XGL odpala się dwoma klikami, wszystko po prostu działa. Właściwie poza kartą WiFi, która wymagała dociągnięcia dwóch paczek ze sterownikiem (ze względu na zamknięty mikrokod nie jest dołączany do instalki — w Mandrivie jest tak samo), wszystko działało od momentu instalacji. Touchpad, karty dźwiękowa i graficzna, rozdzielczość matrycy, skalowanie mocy procesorów — bez grzebania i klikania. Działa i już.
Minusy w porównaniu z Mandrivą to nieco gorsze konfiguratory — Yast ciągle ustępuje Mandriva Control Center. No i pod względem ilości dostępnych pakietów i ich świeżości SUSE zostaje w tyle. Za to lepiej wygląda :)
Teraz wiem, że SUSE jest dystrybucją, którą w ciemno będę polecał gdy mnie ktoś zapyta o Linuksa dla początkującego na równi z Mandrivą, a może nawet bardziej, ze względu na “The Easiest Linux Guide Ever”.
Wracając do laptopa — przeszedł już chrzest bojowy i spisał się na medal. Pierwszy turniej, na którym służył do zrzucania zdjęć z cyfraka na bieżąco i do prowadzenia klasyfikacji z jednoczesną aktualizacją wyników całego Olszewka Cup ma już za sobą. Dzięki temu na finałowy turniej w październiku nie będę tym razem musiał tachać swojego desktopa, by się dowiedzieć, kto w 2006 był najlepszy. I o to chodziło! :)
Dodaj komentarz