Bono na sex-gigancie
Pies mi zwiał. Podkopał się pod bramą i prysnął. Ponad dobę temu.
Na początku baliśmy się, że w pogoni za jakimiś sarnami (uwielbia je ścigać) zapędził się na szosę i wpadł pod samochód lub ktoś „życzliwy” zrobił mu to, co spotkało psa Kuzyna. Objechaliśmy całkiem spory kawałek okolicy, jednak nigdzie go nie znaleźliśmy, ani żywego, ani martwego.
Wywiesiliśmy więc w sklepie ogłoszenie. I to było bardzo dobre posunięcie. Dowiedzieliśmy się, że Bono dołączył do grupy adoratorów bezpańskiej suczki, która najwyraźniej akurat ma cieczkę. Całe stado (do ośmiu sztuk) pojawia się w różnych miejscach wsi.
Jak dotąd nie udało mi się go spotkać, bo za każdym razem, gdy ktoś zgłosi, że widział Bono z jego panną, zjawiam się na miejscu za późno. Jak widać to całkiem mobilne sex-party ;D
Pocieszeni faktem, ze jednak żyje i jest w okolicy czekamy na moment, kiedy uda się go dopaść, lub sam w końcu wróci się najeść.
Drań z niego. Tak zmartwić moją ciężarną Żonkę. Wedle ludowych przekazów zjedzą go za to myszy :)
a tak go podobno nie lubisz…
wiesz jak mowi polskie przyslowie… :D
Hmm, to może niedługo po wsi będą ganiać małe forki Bono? :)
Chyba link ci sie spsul do tego psa kuzyna…
Dobry tytuł :D
Fajnego masz tego psiaka, mam nadzieje, ze go znajdziesz :)
Bono powinno się wykastrować!
Nieźle brzmi, co? ;)
Też myśle, że powinno mu się podwiązać worek :p