Uwaga: ten wpis powstał dawno temu. Istnieje spora szansa, że nie odzwierciedla obecnych poglądów i opinii autora.
W końcu byłem na “Sin City”. Już myślałem, że nie zdążę się wybrać do kina, ale się udało.
Warto było pójść, nawet mimo pind z popcornem i komórkami siedzących obok. Nie udało im się zepsuć przyjemności, jaką sprawił mi ten film.
Oczywiście największe wrażenie robi warstwa wizualna. To druga udana ekranizacja komiksu zachowująca charakter rysunkowej opowieści po “Hulku”.

Do tego klimat starych czarnych kryminałów, brutalne jatki, piękne dziewczyny, twardzi faceci, paskudne zbiry itd. Znakomicie się oglądało. Z chęcią obejrzałbym jeszcze raz, tylko może tym razem bez zaduchu prażonej kukurydzy.
Dodaj komentarz