Uwaga: ten wpis powstał dawno temu. Istnieje spora szansa, że nie odzwierciedla obecnych poglądów i opinii autora.
Zaczyna mnie to już dobijać – przy każdych świętach te same jazdy z rodziną, tylko chyba coraz ostrzej, bo chociaż w czasie ostatniej gwiazdki też świrowałem, to teraz jest gorzej.
Czy oni naprawdę nie mogą zrozumieć, że nie jestem katolikiem i to dla mnie żadne święta? Że moje częściowe uczestniczenie w tym, to ukłon w ich stronę? Że nie mam ochoty wciągać się święconki, posty i inne historie? Że nie bawi mnie układanie i wysyłanie po rodzinie maili z życzeniami, tylko dlatego, że to ja ciągle siedzę w sieci? Że mnie to wszystko po prostu męczy? A biadolenie Babci i Ojca nad moim upadkiem po prostu mnie irytuje?
Ciężkie jest życie niekatolika w tradycyjno-katolickiej rodzinie…
Skąd ja to znam, no skąd? Ech…
To pora zostac katolikiem :)
Katolikiem już byłem. Wystarczy.
U mnie wyższa instancja wyjechała, zostawiając na kartce listę rzeczy do wykonania. W poniedziałek wraca, więc święta będą spokojne :D
A do kościółka zasuwa tylko brat – jak chce, to nie zabraniam, ale nie będę malował za niego tych popisanek.
Amen. I jeszcze bija po lapach jak czlowiek chce zrobic sobie na sniadanie jajecznice z boczkiem.
To się nazywa "presja większości".
Nie trzeba być od razu katolikiem, żeby świętować razem z rodziną i cieszyć się ich radością. Wystarczy zwykła miłość. Zawsze zastanawiałem się nad tym, dlaczego ateiści (niektórzy) tak bronią się przed pójściem do kościoła z rodziną, jakby im korona z głowy spadła. Sam okres buntu i naporu mam za sobą, gdy byłem ateistą także chodziłem do Kościoła, choćby po to by okazać jedność z bliskimi. Ateiście kapelusz z głowy nie spadnie. A co do świąt, to… nieszczęśliwi, którzy świętować nie umieją ;-) Pozdrawiam :D
Ba… Być ateista pewnie byłoby łatwiej.
Zresztą i tak nie wyobrażam sobie pójścia do kościoła i spędzenia godziny na liczeniu szybek w witrażach, tylko żeby "okazać jedność z bliskimi".
@Sulmeloth: a bliscy nie moga okazac zrozumienia, ze nie masz na to ochoty ? skoro oni nie moga, to czemu ja mam im okazywac ?
podpisuje sie pod postem da.killi wszystkimi mysimi konczynami. ja jestem ateista, i dopoki mieszkalem z rodzicami mialem podobne jazdy co jakis czas. od momentu jak sie wyprowadzilem, nie mieli innego wyjscia jak dac mi swiety spokoj pod tym wzgledem, albo stracic ze mna kontakt.
Dobrze, że moja rodzina zrozumiała. Nie każe pościć, chodzić do kościoła i udawać szczęśliwą, że kolejne piękne święta przede mną.
Chyba przydałoby się komuś więcej pokory.
martinez: komu?
Mnie się wydaje, że problem leży trochę gdzie indziej. W relacjach do bliskich – i bliskich do zainteresowanej problemem osoby. Trudno mówić o nawracaniu, gdy przez 20 lat wystarczająco nie przekonało się człowieka do wiary w Boga – własnym przykładem czy racjonalnymi argumentami. Później to raczej trudna sprawa. Jasne, że obie strony powinny się w tym momencie szanować. Jedynie sęk w tym, że dla bliskich wierzących to sprawa zbawienia tej kochanej przez nich duszy. Dla niewierzącego problem – bo można godzinę spędzić przed kompem, albo jakkolwiek inaczej. Mnie się wydaje, że wszystko rozbija się o miłość, tą prawdziwą, do siebie nawzajem.
Ludzie wierzący spotykają się w kościołach i uczestniczą w obrzędach, aby okazać swoją wiarę, tak? To jeśli ktoś nie wierzy, to jego udział w tym byłby IMHO fałszywy. A namawianie kogoś takiego do udziału we mszy, to tak samo jak namawianie wierzącego i praktykującego katolika do schabowego w Wielki Piątek. Jeśli się kogoś naprawdę kocha, to nie powinno mu się stawiać takich wymagań i uszanowac jego poglądy. Dla mnie wydaje się to całkiem logiczne…
Mnie prawdę mówiąc wkurzają ludzie, którzy chodzą regularnie do kościoła tylko dlatego, że „tak wypada” i w ten sposób zawyżają statystyki.
Na szczęście ode mnie nikt nie wymaga ani ścisłego postu w Wielki Piątek, ani latania do kościoła we wszystkie święta.
Tak, dokładnie. Hipokryzja. :[
Ja mysle, ze tu potrzebne sa jakies kompromisy. I ty musisz dac cos z siebie zeby te swieta jakos przebiegaly (typu – nie bedziesz narzekal tylko zjesz sniadanie w gronie rodzinnym, albo ich odwiedzisz) a z drugiej strony rodzina powinna ci nie truc o chodzeniu do kosciola czy cus … Ja mysle, ze jesli nawet nie jest sie chrzescijaninem to mozna spedzic ten czas sympatycznie z rodzina. Ale pewnie jakby to bylo takie latwe to bys nie pisal tego posta ;)
Pozdrawiam i wiecej pozytywnego nastawienia zycze z okazji tych Swiat :)
Jestem z tobą
Wyszstko byłoby pięknie, tylko przetłumaczcie to np. moim rodzicom. Albo rodzicom mojego kuzyna. Kiedy człowiek dochodzi do wniosku, że jednak nie ma Boga ani innej 'siły wyższej' w dość młodym wieku [no bo mimo wszystko nawet 20 lat to przecież jeszcze młodość], to rodzice, wychowani mocno w wierze i tak zatraceni w bezmyślności swoich obrzędów nie potrafią przyjąć żadnych argumentów. On [mój kuzyn] teraz będzie przeżywał to co ja kilka lat temu. U mnie to wyglądało tak, że mama najpierw w ogóle nie przyjmowała do swojego umysłu, że ktoś może być inny. Chodziłem do kościoła dla świętego spokoju, bo wolałem postać i porozmyślać o tym co będę pisał w domku i jak rozwiązać jakiś algorytm zamiast przez godzine, niż przez conajmniej trzy słuchać jaką ja to wielką krzywde matce wyrządzam. Kiedy zaczynały się rozmowy nt. dlaczego ja nie uznaje postu w piątek, to pytałem jak dinozaury i te wszystke epoki geologiczne, których mama uczyła się w szkole [geolog z wykształcenia] mają się do stworzenia świata przed kilkoma tysiącami lat i co z ewolucją. Wtedy rozmowa ucichała.
Ale dość opowiadania. Problem jest taki, że niektórzy ludzie są na tyle uparci przy swoim, że będą używać najgłupszych argumentów aby pokazać, że ich jest lepsze, nawet jeżeli nie można porównywać [nie mówię o tym, co jeżeli jest gorsze, choć nie uważam, że wiara jest czymś gorszym]. Dla mnie nie ma świętości, więc porównam tak wzniosłą rzecz jak wiara, która przecież się tyczy sensu życia człowieka do przeglądarek ;-). Przecież ten przykład znamy – człowiek uważa, że IE jest lepsze, bo to i to i nie da się przekonać. Gorzej jak łebmajster robi strone pod IE i tak samo sie nie da przekonać. Wtedy cierpią 'ci inni'. Nie wiem jak dla innych, ale dla mnie ta analogia jest bardzo wyraźna.
Dokładnie tego brak ludziom – tolerancji i akceptacji. Z drugiej strony jednak możnaby wiele zarzucić monopoliście – księżom. Bardzo często spotkałem się w moim krótkim życiu z księżmi, którzy wolą te 99 owieczek na pastwisku [czy gdzieś] niż tę jedną zagubioną. Tłumaczom zakłamanym po części ludziom, że przecież jak nie wierzy w Boga, to na pewno satanista, niszczy nagrobki i jest homoseksualistą. Chyba tylko mój brat rozumie, że ateista też może być tak samo dobry i czułu jak katolik, a nawet bardziej, bo jeżeli robi coś dobrego, to bezinteresownie [katolik czy inny chrześcijanin liczy na nagrode w niebie].
I właśnie to jest najgorsze, że nawet najbliższa rodzina nie potrafi zaakceptować człowieka innej wiary takim jaki jest, tylko próbuje go zmieniać. Tak jak w miłości obie strony często idą na ustępstwa, tak to nie powinno być czymś innym.
Niestety, taki żywot mniejszości…
No, ale pociesza mnie myśl, że jakby Polska była krajem ateistycznym, to pracowalibyśmy 7 dni w tygodniu przez cały rok, z wyjątkiem 'świąt' w stylu nowy rok. A tak to mam kilka dni przerwy co pół roku, można się porządnie najeść naprawde dobry potraw [woda święcona czasem pali, no ale ;-)))] i pobyć troche z rodziną…
BTW tak jak 'oni' nie mają dowodu na istnienie Boga, tam 'my' nie mamy dowodu na jego nieistnienie, więc 'wierzymy', że go nie ma ;-)
BTW 2 o kurde, ale się rozpisałem ;-) Ale jeszcze do tego jakie bzdury pisałem? ;-)
> woda święcona czasem pali, no ale ;-)
No właśnie, a ci wierzący myślą, że nam w te święta tak łatwo ;-)
A ten, bajdełejem, jakiego jesteś wyznania? Bo z wypowiedzi wnioskuję że tak całkiem niewierzący nie jesteś.
Najbliżej mi do gnostycyzmu, ale nie określam się jakoś dokładnie.
Mi osobiście odpowiadają poglądy arian. Co o tym sądzicie?
To ci od Ariusza? Zdaje się, że miał facet mózg zamiast wody i zakapował, że Jezus nie był Bogiem (wystarczy czytać książki historyczne, żeby do tego dojść), lecz nie spodobało się to ówczesnej władzy. I go eksomunikowali. Proceder typowy jak dla człowieka i jego metod.
A ja co roku przeżywam te same świąteczne horrory. Kłótnie, problemy, dyskusje, ludzie, sytuacje – określiłam to wczoraj mianem "świątecznego dejavu". Co roku to samo.
riddle: Tak, z resztą arianie z Polski też zostali wypędzeni.
Nina: welcome to the club. U mnie to samo. Zdecydowałem, że będą to moje ostatnie święta z rodziną. Na szczęście nikt mnie do niczego nie zmusza.
u każdego to samo, ale przecież to spotkanie z rodziną i można sobie conieco wypić i pojeść.
Nie trzeba wymyślać prochu. „Ciesz się z cieszącymi i płacz z płaczącymi” – to cytat Biblii. Przed tysiącami lat człowiek dostał instrukcję (Biblię) jak ma żyć.
Ciekawe które to książki historyczne mówią o tym że Jezus nie był bogiem.
Zapraszam do „świeckiego” historyka tamtych czasów J. Flawiusza.
Acha i jeszcze jedno „…z wiary jesteście zbawieni nie z uczynków aby się kto nie chlubił” to też z Biblii.
a kto powiedzial, ze swieta to Katolicki zwyczaj ? ze trzeba byc Katolikiem by je obchodzic ? Sweita Bozego Narodzenia obchodzono juz w czasach Faraonow, to tradycja Rzymian i narodzin Marsa, to tradycja Slowian i swieto narodzin Ziemi…. pierwotnie chrzescijanie obchodzili narodziny Chrystusa 6 Stycznia, lecz jak tu wytepic tradycje pierwotnych ludow ? jak sciagnac prosty lud do kosciola ? wiec po prostu na nowo wyznaczano terminy obchodow swiat koscielnych w okresie w ktorym czczono starych Bogow i stare tradycje a wmiejscu wycinanych swietych gajow budowano koscioly. Tak wiec, spokojnie mozesz obchodzic swieta, dawac prezenty bo to nie jest ani katolicka ani chrzescijanska tradycja ;)