Uwaga: ten wpis powstał dawno temu. Istnieje spora szansa, że nie odzwierciedla obecnych poglądów i opinii autora.
Mam bardzo mieszane uczucia dotyczące ostatniej ekranizacji Appleseed. Nie dość, że fabuła, w porównaniu z oryginalną mangą Masamune Shirow, została pozmieniana i konflikt o przyszłość ludzkiego gatunku został rozmydlony rodzinnym dramatem, to jeszcze wyleciały sceny z roznegliżowanymi babeczkami pod prysznicem :) Na szczęście bohaterowie zostali ci sami:

Chociaż układ Deunan (dziewczyna komandos) – Briareos (jej zcyborgizowany partner) jest umelodramatyczniony aż się mdło robi.
Na dodatek w pierwszym momencie odrzuciła mnie grafika – mie mogłem przekonać się do tego dziwnego 3D w jaki zrobiono całość. Tła, dekoracje, gadżety, pojazdy etc. wyglądały bardzo OK, ale ludzie już nie… Na szczęście najpierw się do tego przyzwyczaiłem, a gdy pojawiły się gruntołazy nawet polubiłem. Gdy gruntołazy są na ekranie, to wygląd ludzi nawet nie narzekam :)

Filmu co prawda jest wyraźnie płytszy od mangi, ale jeżeli chcieć od niego tylko tyle, co od kina akcji, to wypada całkiem nieźle i bardzo przyjemnie się go ogląda — a sceny walk są po prostu znakomite.
Dodaj komentarz