Ubuntu 4.10 Live CD

8 komentarzy

  1. Cthulhu pisze:

    domyslne otwieranie katalogow w nowym oknie to "ficzer" Gnome (zreszta da sie zmienic ale z poziomu gconf-editora). Co do reszty minusow jestem az zdziwiony – man nadzieje, ze to jakies niedorobki LiveCD. Czekam na relacje z uzywania wersji zainstalowanej.

  2. da.killa pisze:

    W wersji 2.8 da się normalny sposób przeglądania katalogów wyklikać w opcjach Nautilusa. Tryb domyślny jest dla mnie czymś tak idiotycznie niewygodnym, że zostawienie go w dystrybucji założuło na minus.

  3. AaaA pisze:

    tak to domyśln ustawienie gnoma:)

    takie ułatwiające życie…

  4. jack pisze:

    Chyba przestanę Cię czytać! Po wpisie o nadejściu przesyłki z ubuntu, zassałem sobie iso przez noc (na sdi), które skończyło ściągać się około południa. Zacząłem instalować i natknąłem na schody. Jednak za drugim razem z podobnymi schodami udało mi się zainstalować. Po reboot przywitał mnie jakiś base z paroma pakietami na krzyż i oczywiście konsola. Upgrade zajął mi całą niedzielę (czyli próba odpalenia iXów po ich ściągnięciu) co zakończyło się roz^H^H^Hpopsuciem bazy dpkg. A dlaczego tak enigmatycznie piszę? Bo jestem wściekły, straciłem weekend, system nadaje się jedynie do piachu (zasze powtarzałem, że debian ssie) i również napiszę o tym artykuł!

  5. da.killa pisze:

    Trzeba było czekać na raport. Po przeczytaniu tego co właśnie piszę o wersji instalowalnej, na pewno nie zacząłbyś ściągać iso. :)

  6. Cthulhu pisze:

    A mial byc taki super, swietny i nie majacy sobie rownych dla nowych, nieobeznanych uzytkownikow.. i tak poczekam na obie recenzje.

  7. DoomHammer pisze:

    Da.killo – a czy napisałeś do panów developerów o tych minusach wszelakich? Dobrze by było, gdyby wydanie Hoary Hedgehog było już "cacy", bo osobiście wiążę duże nadzieje z Ubuntu i chętnie bym "porozdawał" trochę płytek na lewo i prawo :)

    Polonizacja to pewnie nieduży problem, natomiast reszta "antyficzerów" to już rzeczy raczej mało przyjemne.

  8. zgoda (jarek) pisze:

    No to u mnie LiveCD kończyło jeszcze bardziej spektakularnie. W pracy po skonfigurowaniu sieci segfaultował każdy uruchamiany program, w domu nawet nie spróbował się uruchomić — ekran sczerniał i przeszedł w standby…