Ubuntu 4.10 Live CD
Zabrałem się w końcu za testy Ubuntu. Zacząłem oczywiście od wersji Live CD, której to będzie poświecony cały ten wpis. Wersja instalowalna doczeka się swojego wkrótce.
No to jedziemy – plusy i minusy w kolejności występowania.
+ Fajna wybierałka opcji startu (rozdzielczość, język itp.)
– Brak języka polskiego
– Nie ruszył w trybie 1600×1200, mimo oferowania go na liście dostępnych
+ Schludny i elegancki wygląd domyślnego pulpitu
+ Szybkie działanie (w porównaniu z Knoppiksem)
– Domyślne otwieranie każdego katalogu w innym oknie
+ Automatyczne mountowanie
– Nie odtwarza mp3
– Nie odtwarza divix
+ Wykrył moja drukarkę i ją poprawnie rozpoznał (Lexmark Z11)
– Nie udało się mu nic wydrukować
+ Wykrył i poprawnie rozpoznał mój skaner (Acer 620U)
– Nie udało mu się nic zeskanować
+ Firefox i Evolution jako domyślne aplikacje
+ gThumb rozpoznał mój aparat (Canon A70)
– Nie był w stanie wyciągnąć z niego zdjęć
To że nie mogłem zrobić niczego, do czego (poza sprawami internetowymi) używam komputera i brak polonizacji spowodował, że zrezygnowałem z dalszych testów i doszedłem do wniosku, że nie będę jednak rozdawał znajomym ZU tej płytki, bo bym odstraszył ich od Linuksa.
Została jeszcze wersja instalowalna. O jej testach – już niedługo.
domyslne otwieranie katalogow w nowym oknie to "ficzer" Gnome (zreszta da sie zmienic ale z poziomu gconf-editora). Co do reszty minusow jestem az zdziwiony – man nadzieje, ze to jakies niedorobki LiveCD. Czekam na relacje z uzywania wersji zainstalowanej.
W wersji 2.8 da się normalny sposób przeglądania katalogów wyklikać w opcjach Nautilusa. Tryb domyślny jest dla mnie czymś tak idiotycznie niewygodnym, że zostawienie go w dystrybucji założuło na minus.
tak to domyśln ustawienie gnoma:)
takie ułatwiające życie…
Chyba przestanę Cię czytać! Po wpisie o nadejściu przesyłki z ubuntu, zassałem sobie iso przez noc (na sdi), które skończyło ściągać się około południa. Zacząłem instalować i natknąłem na schody. Jednak za drugim razem z podobnymi schodami udało mi się zainstalować. Po reboot przywitał mnie jakiś base z paroma pakietami na krzyż i oczywiście konsola. Upgrade zajął mi całą niedzielę (czyli próba odpalenia iXów po ich ściągnięciu) co zakończyło się roz^H^H^Hpopsuciem bazy dpkg. A dlaczego tak enigmatycznie piszę? Bo jestem wściekły, straciłem weekend, system nadaje się jedynie do piachu (zasze powtarzałem, że debian ssie) i również napiszę o tym artykuł!
Trzeba było czekać na raport. Po przeczytaniu tego co właśnie piszę o wersji instalowalnej, na pewno nie zacząłbyś ściągać iso. :)
A mial byc taki super, swietny i nie majacy sobie rownych dla nowych, nieobeznanych uzytkownikow.. i tak poczekam na obie recenzje.
Da.killo – a czy napisałeś do panów developerów o tych minusach wszelakich? Dobrze by było, gdyby wydanie Hoary Hedgehog było już "cacy", bo osobiście wiążę duże nadzieje z Ubuntu i chętnie bym "porozdawał" trochę płytek na lewo i prawo :)
Polonizacja to pewnie nieduży problem, natomiast reszta "antyficzerów" to już rzeczy raczej mało przyjemne.
No to u mnie LiveCD kończyło jeszcze bardziej spektakularnie. W pracy po skonfigurowaniu sieci segfaultował każdy uruchamiany program, w domu nawet nie spróbował się uruchomić — ekran sczerniał i przeszedł w standby…