Uwaga: ten wpis powstał dawno temu. Istnieje spora szansa, że nie odzwierciedla obecnych poglądów i opinii autora.
Wczoraj Brat z Kuzynem wyciągnęli mnie na grę w karty. Najpierw tysiączek (wygrałem dzięki fantastycznemu finiszowi, a miałem niecałe 400 gdy Kuzyn dobił do 900!), potem pokerek. Brat w Irlandii nauczył się innych pokerów niż tradycyjny więc nas uczył. Spodobał mi się zwłaszcza “Krzyż południa”, ale “Cincinnati” też nie jest zły.
Na szczęście nie graliśmy na pieniądze (hm… w sumie to graliśmy na pieniądze, ale to był bilon sprzed denominacji, wykorzystany jako żetony), bo w połowie gry karta mi się odwóciła i przepuściłem całą fortunę (a kasy nałuskałem zdrowo) i w końcu wylądowałem na debecie. :)
Fajny męski wieczorek – karty, piwo (oni) i koniak z colą (ja). Gdyby nie to, że dzisiaj od wczesnego rana zasuwanie, to posiedzielibyśmy dłużej, a tak o pierwszej było “po ptakach”.
Dodaj komentarz