Lipiec na rowerze

Na zdjęcie roweru stojącego w porannym słońcu przy drodze przez pola nałożony jest zielony pasek z białym napisem „Pomiędzy deszczami”.

Zacznijmy o tego, co w lipcu zmieniłem w swoim Ridleyu. Przede wszystkim pożegnałem się ze starymi oponami Continental Terra Speed 40C w wersji z brązowymi bokami. Zastąpił je ten sam model i rozmiar, tylko cały czarny. Co prawda tzw. opony tanwall wyglądają lepiej, to czyszczenie ich, żeby zachowały swoją prezencję, jest po prostu upierdliwe. Mimo przejechanych prawie 10 tysiącach kilometrów (bez jednego przebicia!), na poprzednich była jeszcze odrobina bieżnika, ale na niektórych nieutwardzonych drogach momentami traciłem przyczepność. A że w planach miałem dłuższe jeżdżenie po lasach, to uznałem, że pora na zmianę.

Poza gumami wymieniłem też pedały. Po prawie dziesięciu latach wiernej służby przyszła pora wysłać moje PD-M520 na emeryturę. Zbierałem się do tego już kilka miesięcy, od czasu, gdy przy corocznym wiosennym przeglądzie okazało się, że mam już wyjechane bieżnie i nie da się idealnie skasować luzów. Wybór padł na PD-M8120, bo liczyłem na to, że klatka dookoła da trochę oparcia moim miękkim, wyprawowym butom, skoro Shimano zaleca właśnie te pedały do jazdy w EX-7. Niestety, o ile jest trochę lepiej, to nie w takim stopniu, jak liczyłem.

Uproszczona ikonka roweru zwróconego w prawo.

Padające co chwilę deszcze zmusiły mnie do rezygnacji z większości długich jazd w lipcu i skończyło się na tylko dwóch takich wypadach. Pierwszy z nich zaliczyłem dopiero dziesiątego i była to kolejna wizyta w Chodzieży, po trasie Wielkiej Pętli Noteckiej. Gdy się w końcu wyklarowała pogoda, nie chciało mi się już planować jakiejś nowej, ciekawej trasy i zdecydowałem się na sprawdzone 130 kilometrów po wielokrotnie przejechanych drogach. Jeździłem tam już tyle razy, że nawet nie chciało mi się robić tradycyjnej relacji na fedi pod hasztagiem #LiveZRoweru.

Nawet zdjęć po drodze prawie nie robiłem, co dla mnie mocno nietypowe, dlatego mogę podczepić tylko widok doliny Noteci z punktu w Krostkowie i fotkę parowego walca stojącego przy budynku Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad w Chodzieży.

Uproszczona ikonka roweru zwróconego w prawo.

Zgadaliśmy się na serwerze discorda GilotynaTV, że można by spotkać się na wspólne rowerowanie. Zaproponowałem najpierw wycieczkę w okolicę doliny rzeki Rurzycy w lasach w okolicy Wałcza, ale ten wariant odpadł przez niewygodny dojazd.

Pomyślałem, że zamiast tego moglibyśmy przejechać się od dworca PKP w Tucholi na dworzec w Bydgoszczy, w większości lasami wzdłuż Zalewu Koronowskiego. Przeglądając mapę, zacząłem zastanawiać się nad alternatywami dla moich zwyczajowych dróg, tak by były jak najciekawsze i przyjazne dla mało zaawansowanych rowerzystów.

Postanowiłem sprawdzić to, co wykombinowałem i przejechać tę trasę testowo. Oczywiście nie ograniczyłem się do samego odcinka Tuchola – Bydgoszcz i pojechałem rowerem także do Tucholi i z Bydgoszczy.

Pierwsza część była raczej stresująca, bo w dwóch miejscach trafiłem na roboty drogowe z długimi mijankami i musiałem naprawdę żwawo pedałować, żeby nie spowalniać kolumn aut, z którymi jechałem jednym pasem.

Po dojechaniu do Tucholi zrobiło się spokojniej, bo z tej miejscowości prowadzi elegancka asfaltowa DDR na skraju lasu, aż do miejscowości Szumiąca, gdzie odbiłem na Zamrzenicę, w końcu w stronę zalewu. Zamiast jechać zwykłą trasą przez las do Koronowa, w okolicy Sokole-Kuźnicy przeprawiłem się na drugi brzeg promem, po czym prawie pustą szosą wjechałem do miasta, a pod wiatą na postoju rowerowym przy dawnym moście kolejki wąskotorowej zrobiłem sobie dłuższy postój.

Nie chciałem jechać do Bydgoszczy nudną DDR wzdłuż DK25 i DW244, więc bardzo ruchliwą krajową 56 wyjechałem z Koronowa i wróciłem na wschodni brzeg zalewu. Leśnymi szutrami i piaskami dojechałem do Samociążka, a stamtąd dalej na południe przez Bożenkowo i Smukałę wjechałem do Bydgoszczy.

Niestety, ten wariant trasy, chociaż ciekawszy od DDR Koronowo–Bydgoszcz, raczej odpada z dwóch powodów. Po pierwsze jest mniej wygodny, bo wjazd przez Smukałę ma fatalną nawierzchnię, a w okolicach Samociążka leśne drogi w suche dni robią się bardzo piaszczyste. Po drugie jest mniej bezpieczny: ten kawałek DK56 może być zbyt ruchliwy dla osób nieprzyzwyczajonych do dużej ilości aut, a do tego trochę po wjechaniu do Bydgoszczy znika droga rowerowa i trzeba jechać ulicami. Sam tak mogę pojechać, ale wolałbym nie prowadzić tam innych osób.

Uproszczona ikonka roweru zwróconego w prawo.

Co prawda deszczowa pogoda nie pozwoliła na pojeżdżenie kolejnych długich tras, ale wciskając tu i tam krótsze treningi, wykręciłem raczej przyzwoity miesięczny dystans.

Takich krótkich jazd poniżej 60 kilometrów zaliczyłem dziesięć, w tym jedną sesję interwałów na pagórku tuż przy mojej wsi, bo przez wiszącą w powietrzu ulewę bałem się odjechać dalej. Do tego doszło 11 wyjazdów na zakupy i uzbierało się 850 kilometrów.

Infografika z serwisu Ride with GPS przedstawiająca kartę z kalendarza na lipiec z zaznaczonymi aktywnościami. Poniżej statystyki: dystans 850 kilometrów, suma przewyższeń 4313 metrów, czas w ruchu 1 dzień 14 godzin 12 minut, 25 zarejestrowanych jazd.

Zrobiłem o 114 kilometrów więcej, niż w lipcu 2024 i w rezultacie przewaga nad zeszłorocznym dystansem po siedmiu miesiącach przekroczyła 350 km. Całkiem nieźle, biorąc pod uwagę fakt, że w pierwszych dwóch miesiącach 2025 prawie nie jeździłem.

Reakcje w fediświecie:
silva rerum
silva rerum
@silvarerum@horodecki.net

„silva rerum”, czyli „las rzeczy”.
Blog Łukasza Horodeckiego o różnościach, głównie o jeżdżeniu na rowerze, bezmięsnym gotowaniu i używaniu Linuksa.

102 posts
43 followers

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *