Uwaga: ten wpis powstał dawno temu. Istnieje spora szansa, że nie odzwierciedla obecnych poglądów i opinii autora.
Na bytowisku znalazłem informację o nowym odtwarzaczu opartym na Gtk+ i Gstreamerze. Mimo że takich odtwarzaczy od jakiegoś czasu powstaje całą masa, a może właśnie dlatego, zabrałem się za testowanie. Trzeba przecież odsiać ziarna od plew :)
Strona Listen jest zrobiona zgodnie z ostatnimi trendami — AJAX + zaokrąglone narożniki. Ajaksowe przeładowania są trochę irytujące, ale przecież chcę tylko pobrać program, więc da się przeżyć.
Paczuszka do pobrania jest mała, wymagania niewygórowane (przede wszystkim python, gstreamer, gtk i sqlite). Instalować nie trzeba, jeżeli spełnimy wymagania, program można odpalić z katalogu ze źródłami.

Pierwsze odpalenie – wrażenie całkiem ok, do momentu kliknięcia na “Library”. Okno programu wtedy się powiększa i pokazuje dodatkowe możliwości. Niestety pokazuje też, jak można zmarnować spory kawałek miejsca – “Context”, “Library” i “Search result” zajmują stanowczo za duży kawałek okna. Może warto byłoby zamienić je na pionowe zakładki? Abo umożliwić chowanie lub chociaż zmniejszenie tego kawałka interfejsu.
Import utworów do biblioteki idzie całkiem sprawnie, ale się zawiesza na niektórych plikach. Bez komunikatu — po prostu stoi. Program trzeba zabić i importować po katalogu omijając drażliwe albumy. Bardzo upierdliwe.
Z zaimportowanymi prawie wszystkimi albumami, jakie akurat mam na dysku (zaimportował 173 z 184) Listen odpala się do wypełnienia wszystkich okien jakieś 15 sekund.

Miłym pomysłem jest dział “Context” z czterema zakładkami. Pierwsza z nich, “Home”,zawiera ostatnio odtwarzane utwory, preferowane utwory i albumy — mieć to pod ręką to całkiem wygodna sprawa. A raczej byłaby wygodna, gdyby nie to, że nie wiem, w jaki sposób ustalana jest lista preferowanych. Częstotliwość odtwarzania nie ma na nią takiego wpływu, jakiego można by oczekiwać. Albumy zagrane raz i to nie w całości straszą na górze listy, a niektóre zagrane po kilka razy wcale się na niej nie pojawiają. Kolejny minus — niektórym albumom jest przypisana zupełnie inna okładka niż dostały ją w czasie odtwarzania, Czyli ficzer fajny, gdyby został porządnie zrealizowany.
Jeszcze gorzej jest z zakładką “Current” – pokazuje, a raczej powinna, albumy aktualnie grającego wykonawcy. Niestety w niektórych przypadkach nie wszystkie tam się pojawiają. W ten sposób był przez Listen szykanowany na przykład Tiken Jah Fakoly. Goldfrapp miał komplet albumów, ale klikanie na nich nic nie da. Wbrew temu czego można było się spodziewać, dwuklik na albumie nie powoduje odtwarzania go czy dorzucenia do playlisty. Menu kontekstowego, które by na to pozwalało, również nie ma.
W zakładce “Lyrics” znajduje się tekst odtwarzanego utworu. Działa ok, w kilku momentach tylko ściągnął zły tekst, ale poza tym — bez zastrzeżeń.
Wikipedia” to oczywiście strona wykonawcy na Wikipedii. Można włączyć też stronę utworu i albumu, oczywiście jeżeli istnieją. Ficzer nie koniecznie przydatny, ale za to bajerancki. Przydałoby się trochę odfiltrować wyświetlane dane — po co w takim miejscu linki do edycji bloków strony i inne narzędzia Wikipedii? Niewyświetlanie niewypełnionych pól w tabelce też byłoby dobrym pomysłem, bo takie rzeczy jak “{{{origin}}}” tylko odstraszają. Lista języków, w jakich Listen obsługuje Wikipedię, powinna być generowana raczej na podstawie odpowiednich linków na stronie, niż na sztywno ustalona odgórnie.

“Library” to standardowa przeglądarka znana z Rhythmboksa czy Quodlibet w widoku panelowym. Działa tak samo jak wszędzie, z jednym wyjątkiem — przy zaznaczeniu “All” zarówno na liście wykonawców jak i albumów program staje się nieużywalny. Użycie procesora skacze do 99%, a jakakolwiek reakcja programu na działanie użytkownika trwa wieki. Do poprawki.

Wyszukiwanie w Listen jest bardzo uproszczone. Wpisane słowo jest dopasowywane do nazw wykonawców, tytułów albumów i utworów. Nie ma mowy o bardziej skomplikowanych zapytaniach, na jakie pozwala Quod Libet. Szkoda. Na dodatek zaznaczenie więcej niż jednego utworu na liście wyszukanych i wybranie z menu kontekstowego “Play” czy “Queue” powoduje zastosowanie tej akcji tylko do pierwszego zaznaczonego — reszta jest ignorowana.
Listen sam automatycznie ściąga okładki albumów. Niestety nie pozwala na wybór jednej spośród znalezionych okładek, więc czasem jesteśmy skazani na takie widoki jak okładka do ścieżki z filmu z “Kurczak mały” przy płycie “Barcelona” duetu Mercury i Caballe (naprawdę!). Przy tej płycie (przy kilku innych również) dodatkowo nie radził sobie z wyświetlaniem informacji o odtwarzanym utworze i pokazywał dane poprzednio granego utworu z innej płyty. Na OSD też nic nie było, poza okładką kurczaka. Kolejny minus — w czasie ściągania okładki GUI programu zamarza.
Playlista jest całkiem wygodna, używało mi się tego znośnie, chociaż odwykłem od takich rozwiązań — preferuję odtwarzanie albumami, jak w Muine i widoku albumów w Quod Libet. Z jednym minusem. W przypadku klikania na zapisaną playlistę spodziewałem się zastąpienia aktualnej, jednak zapisana lista jest do niej dodawana.
Przyciski sterowania zostały ograniczone podobnie jak w Quod Libet. Nie ma “stop”, pasek głośności pojawia się dopiero po kliknięciu ikonki. To dobrze — dzięki temu interfejs nie jest przeładowany. Osobiście schowałbym też pasek przewijania utworu, ale jego obecność nie przeszkadza.
Menu jest proste — tylko “File” i “Help”. Zawartość przejrzysta i bez zbędnych elementów. Ustawienia niepotrzebnie zostały rozbite na dwie pozycje – “Preferences” i “OSD preferences” powinny znaleźć się w jednym oknie dialogowym, jako zakładki.
OSD w standardowej postaci paska o regulowanej przeźroczystości, z okładką i informacjami o utworze wyświetlanego w dowolnym miejscu ekranu. Okno konfiguracyjne OSD do złudzenia przypomina wyglądem i działaniem to jakie miał odpowiedni plugin do Quod Libet.
Do działania OSD mam jedno małe zastrzeżenie. Gdy najeżdżam kursorem myszki na ikonkę w trayu, by sprawdzić dane utworu w tooltipie ikonki, tak jak w prawie wszystkich innych odtwarzaczach, zamiast tooltipu pojawia się OSD. Nie tam, gdzie jest zwrócona moja uwaga, czyli przy ikonce, ale tam, gdzie zawsze, czyli domyślnie na dole ekranu. Niewygodne i dziwne rozwiązanie — standardowy tooltip byłby lepszy.
Jeszcze jeden minus. Jeżeli zostawi się okno Listen na pulpicie i przełączy na inny, to okno samo schowa się do ikonki. Nie podoba mi się ten pomysł — po to mam wiele pulpitów, żeby trzymać na nich różne okna i nie życzę sobie chowania.

Edytor tagów w Listen jest bardzo prosty w porównaniu do Quod Libet. Pozwala na podstawowe operacje, ale bez szaleństw. Miłym akcentem jest tworzenie tagów na podstawie nazwy pliku, ale w przypadku działania na jednym utworze (bo Listen nie pozwala na edycję od razu całego albumu) ten ficzer nie jest w pełni wykorzystywany.
Pora na podsumowanie — Listen to kolejny odtwarzacz na gtk, wyróżnia się jednak kilkoma dobrymi pomysłami i całą masą niedopracowań. Przynajmniej się nie zawieszał :) Po poprawieniu tych błędów i usterek ma szansę stać się całkiem dobrym programem. Na razie ma numerek 0.1-6, więc patrzę na jego uchybienia przez palce i czekam na dalszy rozwój. U mnie raczej nie zostanie podstawowym odtwarzaczem z racji mojego przywiązania do korzystania z listy albumów, jakie wyrobiłem sobie jeszcze przy korzystaniu z Muine, ale innym się może spodobać.
Dodaj komentarz