Uwaga: ten wpis powstał dawno temu. Istnieje spora szansa, że nie odzwierciedla obecnych poglądów i opinii autora.
W artykułach jakie przekleiłem poniżej dużo było słów o naszych planach i marzeniach. Niestety – życie zweryfikowało teorię i sporo spraw potoczyło się inaczej.
Przede wszystkim nie udało nam się dorobić na golfie :) Cały czas inwestycje przewyższają dochody. no trudno. Trochę jeszcze trzeba będzie poczekać. Na szczęście jest nadzieja, że największe inwestycje mamy za sobą. Mam na myśli inwestycje na polu, bo poza tym jeszcze stara owczarnia czeka na przerobienie na salę konferencyjno-bankietową + pokoje noclegowe. Ale to taka góra pieniędzy jest na to potrzebna, że nawet nie marzymy o rychłym zaczęciu prac.
Wieś nie do końca zaakceptowała nasz pomysł na życie. Najbliżsi sąsiedzi żywią do nas uczucia bliższe ognistej niechęci niż akceptacji. Wiadomo – polskie piekiełko. Widzą tylko samochody graczy zajeżdżające na podwórze i snują opowieści o niewyobrażalnej kasie jaką zarabiamy właściwie niepracując (bo przecież kto nie uprawia ziemi to nie pracuje). Chłopaki od sąsiadów, którzy w artykułach jawią się jako chętni do pracy na polu zostali przegnani. Oszukiwali, podkradali piłeczki, lekceważąco odnosili się do klientów. Mimo napominania nic się nie zmieniało. Po licznych skargach musieliśmy ich wyrzucić. Jeden z nich do dzisiaj zakrada się na pole, podkrada piłeczki i potem je sprzedaje graczom.
Na szczęście nie wszyscy we wsi tak nas widzą, jest sporo osób życzliwie, lub chociaż obojętnie patrzących na nasze poczynania. Mogło być gorzej:D
Próbowaliśmy wciągnąć sąsiadów w działalność – wynajem pokoi, mini zoo (przyjeżdżają dzieci, które na widok kawałka jakiegokolwiek zwierzęcia wyją ze szczęścia) i tym podobne “agroturyzmy”. Nie ma chętnych. Nasz sąsiad na propozycję spółki odpowiedział “nie bede usługiwoł obcym!”.
Na początku nie do końca wiedzieliśmy na co się porywamy. Nawadnianie, zakup sprzętu i tym podobne sprawy dały nam ostro popalić. Dalej jednak robimy prawie wszystko sami (wynajmując paru ludzi do drobnych prac) – to się nie zmieniło. Nie zmieniły się też ceny. Mimo powiększenia pola dalej można u nas zagrać za 20 złotych – bez ograniczeń czasowych.
Pole obecnie ma sześć dołków, ale gotowy jest układ dziewięciodołkowy. Czekamy tylko na uruchomienie nawadniania. Gdy to ruszy, to pole będzie zajmowało niecałe 5 ha.
Ze względu na ogrom wysiłku jakiego wymaga prowadzenie pola nie pojawił się klub golfowy, a o stadninie czy korcie tenisowym już nawet nie myślimy.
Nie udało nam się zaszczepić gry w golfa w okolicy. Ze wsi nie gra nikt. Z pobliskiego Nakła (AFAIR ok 20 tys. mieszkańców) gra najwyżej pięć osób. Większość graczy to mieszkańcy Bydgoszczy.
Dalej kochamy to co robimy. Golf stał się częścią naszego życia już na dobre. Tak jak parę lat temu nie wyobrażalibyśmy sobie pola golfowego zamiast gospodarstwa, tak teraz nie wyobrażamy sobie innego zajęcia.
Dodaj komentarz