Uwaga: ten wpis powstał dawno temu. Istnieje spora szansa, że nie odzwierciedla obecnych poglądów i opinii autora.
Rolnicy z Olszewki (Kujawsko – Pomorskie) patrzyli z niedowierzaniem, kiedy ich sołtys zaorał pole i zamiast zboża zasiał na nim trawę. A gdy zaczął biegać po tej trawie z kijkiem za piłeczką – znacząco pukali się w głowy. Dziś mówią: zwietrzył chłop niezły interes, a wieś na tym tylko skorzysta.
W niewielkiej Olszewce pod Nakłem – wszystkiego 602 mieszkańców w 70 domach – nie ma chyba człowieka, który nie słyszałby przynajmniej o grze w golfa. Oglądali nawet rozgrywki. Nie na zachodnich filmach o życiu wyższych sfer, tylko na polu – u sołtysa Telesfora Horodeckiego.
Golf dla wnuczki
– Mnie to sołtys nawet pokazywał, jak uderzać w taką piłeczkę. Wcale nie tak łatwo. Piłeczka ciężka jak diabli, a ja mam ręce bardziej do kielni niż takiego kijka – śmieje się miejscowy murarz, popijający piwko pod sklepem.
Staruszka na rowerze też wie, co to golf. Właśnie dzierga na drutach taki dla wnuczki. Tłumaczymy, że nie chodzi nam o sweter, tylko o sołtysowe pole.
– Też tam golfy! Stare chłopy ganiają po polu i to ma być coś?! Tyle ziemi na zmarnowanie, dobrej klasy ziemi! – macha ręką kobieta i zdenerwowana odjeżdża.
Edward Chwiłka, rolnik starej daty, podglądał, jak sołtys kijkiem wywija. Sam, jak twierdzi, na golfie się nie zna.
– Za Niemca to grałem nieźle w palanta albo w klepacza. Albo jeszcze w barana się z chłopakami grało na polu. Ale na naukę nowego chyba za późno. Może niech młode tego golfa próbują – kiwa głową pan Edward. Tłumaczy zasady swoich ulubionych gier. Palant to właściwie taki polski baseball, a klepacz – no właśnie – to prawie golf! Tylko w klepaczu kije były zwykłe, drewniane, a piłeczka to taka kluska wystrugana z drewna!
– Na pewno przyjdę kibicować, jak sołtys urządzi jakieś turnieje. Bo pewnie urządzi. Przyjadą do naszej Olszewki bogaci biznesmeni i coś się będzie działo – uważa Chwiłka.
Rozmawiamy w centrum Olszewki, przed małym sklepikiem (we wsi są dwa). Obok plastikowa zjeżdżalnia i huśtawki dla dzieci. Jak w mieście przed lepszymi supermarketami. Tu, w Olszewce, też honorują niemal wszystkie karty kredytowe. Obok pub z ogródkiem. Wszystko to należy do Horodeckich.

Szlachcic w golfie
Telesfor Horodecki: średniego wzrostu, barczysty, lekko łysiejący. Często się uśmiecha. Widać, że jest dumny z tego, co już zrobił w Olszewce. Sołtysuje tu od 28 lat.
– Powtarzam moim rolnikom, że nie możemy bać się Unii Europejskiej, musimy się do niej przygotować. Z sondaży widać, że ludzie z miasta chcą do Unii. My na wsiach blokadami tego nie zmienimy – tłumaczy.
Z kolegami rolnikami założyli stowarzyszenie marketingowe rolników indywidualnych. Po co? Ot, wspólnie szukają klientów, sprzedają im większe partie towaru, mogą negocjować ceny, do spółki opłacać transport. Opłaca się.
Horodecki przyjechał do Olszewki w 1946 roku jako 9-miesięczny berbeć. Jego rodzice – zubożała szlachta spod Wilna – musieli zostawić swój majątek na dzisiejszej Białorusi. Pan Telesfor nie wierzy w jego odzyskanie, przynajmniej nie za rządów Łukaszenki. Wierzy we własne ręce. Zaczął od zera i chce całkiem zmienić rzeczywistość pegeerowskiej Olszewki.
– Na wsi też można żyć na odpowiednim poziomie, jak w mieście. Wystarczy chcieć i znaleźć w sobie energię… – wybucha śmiechem.
Wiele lat temu założył wiejski klub sportowy. Robił kabaret. Pisał też artykuły w lokalnej prasie. Sporo jeździł po świecie, podglądał jak żyją inni. Stąd też mu się ten golf wziął, z jeżdżenia po świecie. Pięć lat temu pojechał z żoną i szwagrem nad morze. Tam było pole golfowe.
– Od razu mnie wzięło. Żona szła na plażę, a ja ze szwagrem na piłki – opowiada sołtys Horodecki.
Rok później znowu wczasy ze szwagrem w tym samym miejscu. Myśleli, że tym razem zagrają lepiej. Okazało się, że niemal wszystko zapomnieli i musieli uczyć się na nowo. Wtedy Telesfor Horodecki postanowił: zrobię u siebie poletko do ćwiczeń.
Wpadł jak piłka w dołek
Sąsiedzi sołtysa, Ewa i Zdzisław Petrich, ze śmiechem wspominają początki golfa w Olszewce. Horodecki zlikwidował nieopłacalną hodowlę owiec i zaorał pastwisko. Jeździł traktorem w tę i z powrotem, wykopywał krzaki, rowy melioracyjne pogłębiał i robił z nich przeszkody dla piłeczek.
– Telesfor to poważny człowiek, a tu takie coś! Wszyscy uznali, że chłopu coś odbiło! Golf? Gdzie, u nas, w Olszewce?! – wspomina Ewa Petrich.
A wójt robił swoje. Sprowadził specjalną mieszankę wolno rosnących traw, obsiał kawał pola. Kupił mały traktorek do koszenia. Wysypał drobny piach przed jednym z dołków – to kolejne po rowie melioracyjnym utrudnienie dla gracza.
– Jeździłem po rady do właścicieli istniejących już pól golfowych. I tak, stopniowo małe poletko stawało się coraz większe – wspomina sołtys. Dziś na dwóch hektarach ma cztery “dołki”. Niedługo dojdą kolejne dwa. Już upatrzył sobie na golfa kolejny kawałek swojego 20-hektarowego pola. Zaorze. Co dalej?
– Dojdę do dziewięciu dołków. I chcę jeszcze zrobić tu korty tenisowe. Tam, gdzie teraz rośnie rzepak – pokazuje sołtys Horodecki.
Cieszy się – coraz więcej sąsiadów przekonuje się do tego sportu. Mieszkający w okolicy policjant chce tu się uczyć. Syn sąsiadów, który przychodzi pomagać przy pielęgnacji pola, też gra. Swoje kije ma również siostrzeniec sołtysa, Marcin Łabentowicz. – To wspaniały relaks. Pomagam wujkowi i gram, jak tylko można – zapewnia młodzieniec.
Sołtys spędza na polu każdą wolną chwilę, niezależnie od pogody. Tam uspokaja się po największej nawet kłótni z żoną. Ma nadzieję, że zarazi swoją pasją wielu mieszkańców wioski. Może stworzy tu klub golfowy?
– Mam trzy komplety kijków golfowych i duży dom. Jakby co – każdy może przyjechać i pograć. W miarę swoich umiejętności mogę poduczyć. Ale gry w golfa trzeba uczyć się całe życie – mówi z powagą sołtys.
Nieoczekiwana wizytacja
Naszą rozmowę przerywa podjeżdżający pod dom sołtysa zachodni samochód. Wysiada z niego… Andrzej Kaliński, sam szef Polskiego Związku Golfa we własnej osobie. Horodecki blednie. Jest zdenerwowany i przejęty.
– Trawy nie przycinałem kilka dni, bo padało – tłumaczy sołtys.
Naczelny golfiarz kraju przyjechał w interesach do Bydgoszczy. Tam znajomy biznesmen zapowiedział, że ma dla niego niespodziankę. Miał tylko zabrać kije.
– Nic mi nie powiedział o Olszewce – zapewnia Kaliński.
Sołtys biegnie przebrać się w strój do golfa. Szykuje się rozgrywka. Zamach i… piłka Kalińskiego ląduje kilkadziesiąt metrów dalej, niedaleko tzw. green (koło wokół dołka). Sołtys ze zdenerwowania strzela w nieco innym kierunku. Uspokaja się po kolejnych uderzeniach. Mężczyźni i rosnący tłumek kibiców powoli obchodzą pole. Padają fachowe uwagi: jak trzymać kij, jak uderzać, aby tylko “pogłaskać trawę”. Emocje. Nikt nie patrzy na zegarek.
– Świetne pole, ma perspektywy. Znakomita trawa. Przydałaby się drobna kosmetyka, ale to drobiazgi – komentuje Andrzej Kaliński.
Cała wieś skorzysta
Sołtys Horodecki jest uszczęśliwiony. Taka opinia fachowca to dla niego najlepsza wizytówka. Jest pewien – teraz pomysł z golfem wypali na 100 procent!
cała wieś skorzysta. Przecież każdy z przyjezdnych musi gdzieś mieszkać, coś jeść. A sam też chętnie powywijam kijkiem na polu – twierdzi 44-letni Zdzisław Petrich. Cieszy się, że młodzi z Olszewki znajdą nowe zajęcie. Zawsze to lepsze niż wystawanie pod budką z piwem. We wsi nie ma ani kina, ani domu kultury.
Syn sołtysa, Łukasz, stworzył stronę internetową o golfie w Olszewce: http://golf.olszewka.prv.pl/
Można się z niej dowiedzieć m.in., że za cały dzień gry na jego polu trzeba zapłacić jedynie 20 zł, a wypożyczenie sprzętu kosztuje 10 zł.
Autor tekstu: Grzegorz Dudziński. Artykuł ukazał się 2 czerwca 2001 w Super Expressie.
Dodaj komentarz