Uwaga: ten wpis powstał dawno temu. Istnieje spora szansa, że nie odzwierciedla obecnych poglądów i opinii autora.
Dziwne… Właśnie zdałem sobie sprawę, że właściwie (nie licząc jednej notki) nic nie pisałem o naszym psie. Codziennie zabiera mi tyle czasu, a ja ani słowa. A byłoby o czym pisać – chociażby o tym, że nienawidze spacerów (i wszelkiego sportu), a przez tą kudłatą łajzę codziennie zasuwam ładnych parę kilometrów. Albo o mojej walce z jego ochotą na rządzenie w stadzie czy szkoleniu (opanował już “siad!” i “do mnie!” – jak na czteromiesięcznego to chyba nieźle, co?). A ja nic, tylko o jakiś durnych programach piszę. Chyba giczeję…
Dopiero co odpocząłem po dzisiejszym spacerze z Bono i od razu nadrabiam psio-joggowe zaległości wrzucając zdjęcie tego łajdaka po wyjściu ze stawu.
(NP: Prodigy — Memphis Bells)
Dodaj komentarz