Popsułem aparat
Zaczęło się od tego, że popsuł mi się aparat FujiFilm FinePix HS35EXR, którego przez dziewięć lat używałem do pracy, czyli robienia fotorelacji z turniejów golfowych i fotografowania dekoracji sali imprezowej, a nieco rzadziej prywatnie – na wyjazdach rowerowych.

Po którymś z takich wypadów okazało się, że lewa strona każdego zdjęcia jest nieostra. Najwyraźniej jednak nie wytrzymał wstrząsów na wybojach, mimo że woziłem go w wyściełanej torbie na kierownicy.

Żałowałem bardzo, bo aparat był całkiem przyzwoity, a moją ulubioną jego cechą było nastawianie zoomu optycznego ręcznie, przez kręcenie pierścieniem, a nie przez silniczki wysuwające i chowające obiektyw, dzięki czemu mogłem szybko ustawić przybliżenie, a akumulator trzymał naprawdę długo.
Oddałem go do naprawy i tymczasowo przerzuciłem się na robienie zdjęć telefonem Moto G7 z SGCam – portem góglowej aplikacji aparatu dla Pikseli. Co prawda musiałem chodzić więcej i podchodzić dużo bliżej, ale zdjęcia i tak były spoko jakości, a nasycone, żywe kolory dzięki trybowi HDR+ powodowały, że wyglądały atrakcyjnie, nawet jeżeli pogoda na zawodach akurat dnia nie dopisała.
i kupiłem nowy,
Gdy w końcu okazało się, że na naprawę starego aparatu nie ma szans, bo nie ma już do niego części, musiałem zdecydować się na następcę.
Nie miałem ochoty na lustrzankę i żaden inny sprzęt, który wymagałby ode mnie uczenia się ustawiania przesłon, ekspozycji i takich tam. Chcę po prostu włączyć aparat i pstryknąć, a nie zastanawiać się nad cyferkami. Wybranie trybu sport/krajobraz/zwierzaki to maks pracy nad zdjęciem, na jaką jestem gotowy.
Mimo zrobienia dziesiątek tysięcy fotek nadal nie mam pojęcia, o co chodzi z np. milimetrami opisującymi obiektywy. Nie jestem z tego dumny, ale skoro istnieje technologia pozwalająca na fotografowanie mimo braku tej wiedzy, to zamierzam z niej korzystać.
Wybór padł na Kodak AZ652, trochę dzięki podpowiedzi brata z doświadczeniem fotograficznym, trochę dzięki recenzjom w sieci, a chyba głównie przez to, że skusiłem się na mocny zoom optyczny (65x!), bo po kilku turniejach obsłużonych telefonem miałem dość chodzenia i chciałem móc robić zdjęcia z oddalenia.

Aparat okazał się niewypałem. Owszem, dzięki dużemu zoomowi mogłem zrobić zdjęcia wielkiego stada żurawi na łąkach pod Krostkowem czy szczegółów na elewacji pałacu w Samostrzelu, bez tego prawie niewidocznych zza płotu.


Za to zupełnie nie sprawdzał się w podstawowym zastosowaniu, czyli robieniu zdjęć na turniejach.
Kolory fotek są bardziej zgaszone, mniej wyraziste, nawet przy pięknej pogodzie, ale z tym jeszcze da się żyć. Najgorsze, że nawet po wybraniu trybu sportowego, który rzekomo służy do robienia ostrych zdjęć osób w ruchu, często nie udaje mi się wyraźnie złapać grających w czasie uderzania. To w sumie nie powinno mnie dziwić, bo później okazało się, że czasem ma nawet problemy z wyraźnymi zdjęciami nieruchomych osób we wnętrzach przy użyciu lampy błyskowej.
Do tego ma kilka wyjątkowych upierdliwości. Owszem, mogę ustawiać przybliżenie kręcąc pierścieniem na wysuwanym obiektywie, ale dzieje się to przy użyciu silniczków. Oznacza to, że zmiana przybliżenia zajmuje więcej, bateria trzyma krócej, niż w poprzednim aparacie. Na dodatek odbywa się to SKOKOWO. Nie ma więc mowy o dokładnym ustawieniu zoomu i często mam do wyboru albo za mały, albo za duży.
Przełączanie między wizjerem a ekranem też jest wkurzające. Czasem wystarczy po prostu otworzyć ekran, żeby się automatycznie włączył, czasem wymaga to ręcznego przełączenia przyciskiem, a czasem przycisk nie pomaga i muszę wyłączyć i ponownie włączyć aparat. Nie udało mi się rozgryźć, czy jest jakaś zależność między tym zachowaniem, a np. aktywnym trybem, czy po prostu ma skopany firmware i tyle.
Jeszcze jedno: w FinePiksie mogłem włączyć lampę błyskową jednym naciśnięciem przycisku przy niej i wyłączyć po prostu przymknięciem klapki, która nie otwierała się sama. Kodak wie lepiej ode mnie, czego chcę i jeżeli nie przeklikam się przez tryby lampy, to klapka będzie się automatycznie otwierać i lampa pstryknie. W sytuacji, gdy potrzebuję robić naprzemiennie zdjęcia z lampą i bez jest to wybitnie upierdliwe.
ale chciałbym czegoś innego.
Mała przerwa na fotograficzne marzenia:
Kontrast między szarpaniem się z Kodakiem w pracy a wygodą robienia zdjęć telefonem na rowerowych wypadach (polecam hasztag #livezroweru na fedi) uświadomił mi, że tak naprawdę potrzebowałbym zupełnie innego aparatu.
Najbardziej pasowałby mi średni smartfon z Androidem (moja Motorola Moto G7 z 2019 zdecydowanie nie była wypasionym sprzętem, a wystarczała do robienia zdjęć, nie licząc chwili czekania na stworzenie i zapisanie wersji HDR+) wykastrowany z większości typowych smartfonowych funkcji i połączony z konkretnym wysuwanym obiektywem (z zoomem w okolicy x60), obsługą kart pamięci i sporym, wymiennym akumulatorem.
Idealnie by było, gdyby miał odblokowany bootloader, z możliwością wgrania własnego ROM-u w rodzaju LineageOS, gdy producent przestanie udostępniać aktualizacje czy dorzuceniu alternatywnej aplikacji aparatu (np. OpenCamera lub któregoś z portów GCam).
Ech, byłoby pięknie. Proste przestawianie trybów i wybór punktu skupienia pacnięciem w przyzwoitej jakości ekran dotykowy i duże przybliżenie dzięki prawdziwemu obiektywowi, a nie namiastce schowanej w kostce telefonu.
Powrót do rzeczywistości.
Tyle marzenia, a tymczasem muszę kupić coś, co zastąpi tego cholernego Kodaka, zanim mnie szlag przez niego trafi.
Szukam prostego aparatu, na którym mógłbym polegać. Z chęcią zamienię zoom 65x z Kodaka na dużo słabszy (FujiFilm miał 30x i wystarczało), jeżeli przyjdzie z nim porządny tryb sportowy. Ręczne ustawianie przybliżenia pierścieniem nie jest konieczne, ale dobrze by było, gdyby nie było skokowe, jak w Kodaku.
Budżet to okolice 2500 złotych. Powyżej musiałbym naprawdę nagimnastykować się, żeby uzasadnić zakup przed szefową.
Mam wrażenie, że kiedyś był dużo większy wybór takich pstrykadeł (to się chyba bridge nazywa) pomiędzy małym kompaktem a aparatami z wymiennymi obiektywami, ale teraz nie widzę ich aż tyle. Właściwie prawie nikt nie robi już takiego sprzętu (nie licząc Kodaka, którego tym razem chciałbym uniknąć), bo te, które znajduję to często modele sprzed paru lat.
W tej chwili zastanawiam się nad Panasonic Lumix DC-FZ82D z przybliżeniem 60x za około 1600 złotych, ale nie jestem przywiązany do tego wyboru.
Możecie coś polecić w tych okolicach?
– –
Tło miniaturki wpisu zostało wygenerowane w serwisie BGJar, a grafika aparatu fotograficznego pochodzi ze strony FreeSVG.

Dodaj komentarz